piątek, 4 maja 2018

Epilog

Kilka miesięcy później.



Podczas jednego z majowych, sobotnich popołudni. Stoję przed lustrem znajdującym się w korytarzu, zakładając kolczyki, które są idealnym dodatkiem do mojej kremowej sukienki. Kupionej specjalnie na tę okazję. Uśmiecham się radośnie, ciesząc na najbliższe godziny, które spędzę w wyśmienitym towarzystwie, bardzo dobrze znanych mi osób. Był to w końcu, wyjątkowy dzień dla mojej siostry, który powtarzał się tylko raz do roku. W dodatku, ten miała zapamiętać na zawsze.





- Markus, proszę cię. Pośpiesz się. Jeśli się spóźnimy, Caroline mi tego nie daruje. To w końcu jej urodziny. Czy my zawsze, musimy być wszędzie ostatni? - pośpieszam swojego chłopaka, udając się na jego poszukiwania po mieszkaniu. Gdy nie odpowiada w żaden sposób na moje słowa. Odnajduję go w sypialni, gdzie kończy zapinać guziki od swojej koszuli. Niemal od zawsze sprzeczaliśmy się o to, że ja chciałam być przed czasem, a jemu przesadnie nie zależało na punktualności.
- Nie denerwuj się. Mamy jeszcze sporo czasu, obiecuję że tym razem, będziemy punktualnie - przyciąga mnie do siebie i delikatnie całuje, zapewne abym się uspokoiła.
- Mam taką nadzieję. Obiecałam przecież Karlowi, że pomogę mu w jego niespodziance - mimowolnie uśmiecham się, wiedząc czego ona dotyczy. Jako jedyna, byłam wtajemniczona w plany Karla. Głównie ze względu na pomoc, przy wyborze pewnej rzeczy.




- Powiesz mi w końcu, co to takiego? Dlaczego obydwoje robicie z tego taką tajemnicę. Mnie przecież, możesz powiedzieć - kręcę przecząco głową, zaczynając się śmiać z jego obrażonej miny. Od kilku już dni, próbował się ode mnie czegokolwiek dowiedzieć, ale ja milczałam jak grób.
- Obiecałam, że nie powiem nikomu i nawet dla ciebie nie zrobię wyjątku. Dowiesz się razem ze wszystkimi. Za niedługo, wszystko będzie jasne. Masz pięć minut i ani sekundy więcej. Potem wychodzimy - chcę już się od niego odsunąć i zacząć powoli zbierać się do wyjścia, ale mi nie pozwala.
- A jeśli bym ładnie poprosił? Clara, proszę. Wiesz, że nie lubię czegoś nie wiedzieć - próbuje przymilnym głosem, przekonać mnie do wyjawienia zamiarów Karla.
- O nie, mój drogi. Znam te twoje sztuczki na pamięć. Tym razem im nie ulegnę. Rozchmurz się i idziemy - biorę go za rękę i ciągnę za sobą do wyjścia. Podczas ostatnich przygotowań do opuszczenia mieszkania. Nie potrafię, przestać się śmiać z jego udawanego obrażenia.




Podczas drogi do restauracji, w której miało odbyć się przyjęcie urodzinowe Caroline. Która stanowczo odmówiła, gdy tylko usłyszała, że mogłabym podjąć się jego organizacji. Twierdząc, że mam spędzić ten dzień razem z nią, a nie w pracy.
Wracam pamięcią do ostatnich miesięcy. W których wszystko, układało się wspaniale. Nasz związek z Markusem, od kiedy wróciliśmy do siebie, rozwijał się dużo lepiej niż mogłabym przypuszczać.
Przede wszystkim, przestaliśmy się tak często ze sobą kłócić. Ucząc się iść na wzajemny kompromis, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Teraz, jeśli nawet pojawiała się między nami, jakaś ostrzejsza wymiana zdań. Bardzo szybko przeistaczała się ona w spokojną dyskusję lub wymianę czułości, prowadzącą do natychmiastowego pogodzenia.




Zapominając o wydarzeniach z przeszłości, nauczyliśmy się sobie ponownie ufać. Zaczynając od nowa z postanowieniem, że nie będziemy wracać do tego, co było. Nasza miłość na nowo rozkwitała, a my cieszyliśmy się każdą, wspólnie spędzoną chwilą.




Gdy przed prawie trzema miesiącami, podjęliśmy decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Nasz związek przeszedł ostatni i najważniejszy test, mający na celu sprawdzenie, czy będziemy potrafili żyć ze sobą pod jednym dachem. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, rozpoczęcie na poważnie, prowadzenia we dwójkę codziennego życia. Układało się nam, praktycznie bez zarzutów. Ostatni rok, który niósł za sobą niezbyt miłe, a często tragiczne wydarzenia. Wiele zmienił. Zmieniliśmy się przede wszystkim my sami. Staliśmy się dużo dojrzalsi i dziś inaczej postrzegaliśmy świat. Dzięki czemu, byliśmy w pełni gotowi na stworzenie poważnego i stabilnego związku.




- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - witam się z Caroline, przytulając ją mocno do siebie. Następnie wręczając jej prezent ode mnie i Markusa, który cierpliwie czeka na swoją kolej w złożeniu jej życzeń. Witając się przy okazji z kilkoma znajomymi osobami, którzy także zostali zaproszeni. Bardzo stęskniłam się za swoją siostrą. W ostatnim czasie, bez reszty pochłaniała ją nauka, nie wiele już brakowało do ukończenia przez nią studiów. Przez co, nie miałyśmy zbyt wiele okazji, aby się ze sobą widywać.
- Dziękuję. Dobrze cię widzieć taką szczęśliwą. Związek z Markusem, naprawdę bardzo ci służy - uśmiecha się w moim kierunku, jednak zauważam w jej oczach smutek. Który nie umyka mojej uwadze.
- Coś się stało? - pytam zaniepokojona.
- Sama nie wiem. Karl się ostatnio dziwnie zachowuje. Jest jakiś roztargniony i zamyślony. Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Boję się, że może przez tą odległość, jaka nas teraz dzieli. Oddaliliśmy się na tyle od siebie, że być może postanowił się ze mną rozstać, tylko nie wie, jak ma mi to powiedzieć. Nawet teraz, gdzieś zniknął. W takim dniu. Szukam go od półgodziny - oddycham z ulgą, ponieważ doskonale wiem, co stoi za dziwnym zachowaniem jej ukochanego. Caroline wyciągnęła, jedynie mylne wnioski. Na szczęście za niedługo, wszystko się wyjaśni.
- Zaufaj mi, naprawdę nie masz się czym martwić. Karl w żadnym wypadku, choćby przez sekundę nie pomyślał o rozstaniu z tobą. Niedługo wszystkiego się dowiesz, dlatego przestań się już denerwować i ciesz ze swoich urodzin. Zaraz wracam - zostawiam ją w towarzystwie jej dwóch koleżanek ze studiów, które przed chwilą się pojawiły. Udając na poszukiwania Karla.




Odnajduję go po kilku minutach przed restauracją, opierającego się o jej boczną ścianę. Wygląda na zestresowanego i przerażonego. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek widziała go w takim stanie.
- Karl, wszędzie cię szukałam. Dlaczego nie jesteś w środku? Caroline się o ciebie martwi - podchodzę do niego. Całując w policzek na powitanie.
- Clara, jak dobrze, że już jesteś. Strasznie się boję i denerwuję. Co, jeśli okaże się, że zbytnio się pośpieszyłem i dla niej to za wcześnie? Albo pierścionek będzie za skromny i jej się nie spodoba? - po raz, chyba pierwszy w życiu, słyszę panikę w jego głosie.
- Uspokój się i przestań wymyślać głupoty. Ile znasz Caroline? Dobrze wiesz, że nie zależy jej na materialnych rzeczach, ani drogich błyskotkach. Jestem pewna, że będzie wniebowzięta, gdy się jej oświadczysz. Tym bardziej, że przez twoje zdenerwowanie i dziwne zachowanie, ubzdurała sobie, że chcesz się z nią rozstać. Dlatego weź się w garść i idź wyprowadzić ją z błędu, inaczej ona za chwilę nam się załamie - staram się, przemówić mu do rozsądku i sprawić, aby się uspokoił.
- Co takiego? Jak ona w ogóle mogła pomyśleć, że chcę ją zostawić. Przecież ja kocham ją bezgranicznie. I za chwilę jej to udowodnię – chłopak bierze się w sekundę w garść, ku mojemu wyraźnemu zadowoleniu. Podążam za Karlem w stronę wejścia do restauracji. Nie mogąc tego przegapić. Może nie do końca, taki był plan tych oświadczyn. Ale czasami spontaniczne zachowania są najlepsze.




Znajdujemy Caroline na środku głównej sali, gdzie rozmawia z Andreasem. Widać, że jest spięta i zdenerwowana. Dlatego Karl bez chwili zawahania, podchodzi do nich. Po czym bez zbędnego wstępu, klęka przed moją siostrą, wyciągając z kieszeni pierścionek, który doradzałam mu kupić. Zadając to najważniejsze pytanie, które chce usłyszeć niemal każda kobieta z ust swojego wybranka.





Widzę, jak dziewczyna zamiera, a na jej twarzy maluje się niczym nieudawany szok. Właściwie to wszyscy, którzy są tego świadkiem w życiu nie spodziewaliby się czegoś takiego. Obserwuję tą scenę z szerokim uśmiechem na ustach.

Przez chwilę, można nawet dostrzec delikatne łzy wzruszenia w moich oczach, gdy Caroline odpowiada wyczekiwane przez wszystkich - tak. Zgadzając się zostać w przyszłości żoną Karla.



Gdy mieniący się już z daleka pierścionek, widnieje w końcu na palcu mojej siostry. Jej świeżo upieczony narzeczony, porywa ją w swoje ramiona. Ku radości wszystkich zgromadzonych, którzy zaczynają bić głośne brawa.



Szukam wzrokiem Markusa, dostrzegając jak przypatruje się rozgrywanym na jego oczach wydarzeniom z niemałym szokiem.
- Dobrze, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej. Dzięki temu mogę podziwiać, twoją bezcenną minę. Chyba ją sobie uwiecznię - podchodzę do niego, łącząc ze sobą nasze dłonie.
- Bardzo zabawne. Jestem po prostu zaskoczony, akurat na to, że Karl może się teraz oświadczyć Caroline, nigdy bym nie wpadł - sama, także byłam mile zaskoczona, gdy zdradził mi swoje plany. Nie sądziłam, że tak szybko zdecyduje się na tak odważny krok. Widocznie był jednak stuprocentowo przekonany, że Caroline to właśnie, ta jedyna.
- Na szczęście wszystko się udało. Dzięki tym oświadczynom, utwierdzili się wyłącznie w przekonaniu, że są dla siebie tymi właściwymi osobami - przyglądam się tej dwójce, jak odbierają gratulacje od innych gości.
- A my dla siebie jesteśmy? - pyta z niezwykłą, jak dla niego powagą. Patrząc wprost w moje oczy.
- Jestem o tym przekonana - odpowiadam z pewnością, czując że to najprawdziwsza prawda.




Gdy przyjęcie rozpoczyna się na dobre, a wszyscy zgromadzeni dają się porwać w wir zabawy. Wychodzę na taras, usytuowany z tyłu restauracji. Spoglądam na zachodzące słońce. Nie mogąc się nadziwić, jak bardzo życie bywa nieprzewidywalne. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, za nic nie pomyślałabym, że to wszystko może się tak potoczyć i ostatecznie poukładać. Pomyśleć tylko, że wtedy to ja byłam narzeczoną Karla i nie dopuszczałam do siebie myśli, że to może się kiedykolwiek zmienić. Gdybym nie posłuchała ten pierwszy raz głosu serca, a rozsądku. Unieszczęśliwiłabym tyle osób. Na szczęście, los do tego nie dopuścił. Dzięki czemu, cała nasza czwórka mogła się cieszyć życiem u boku osoby, którą kocha i która była jej chyba od początku przeznaczona.




Bardzo późnym wieczorem, siadam zmęczona na kanapie, przymykając na chwilę oczy. Zadowolona ze świetnie spędzonego wieczoru w gronie swoich bliskich i przyjaciół. Cieszyłam się, że wszystko poszło zgodnie z planem, a Caroline została oficjalnie narzeczoną Karla. To jej, należał się ten tytuł i byłam przekonana, że stworzą ze sobą w przyszłości, wspaniałą rodzinę. Z której wszyscy będą mogli brać przykład.




- Muszę przyznać, że Karlowi udało się wszystkich zaskoczyć. W życiu bym nie pomyślał, że może wpaść akurat na coś takiego. Caroline po prostu zamurowało w pierwszym momencie. Jak ja to teraz, niby przebiję? Został mi niecały miesiąc do twoich urodzin, a ja mam pustkę w głowie. Już wiem, przygotuję ślub niespodziankę - po chwili dołącza do mnie Markus, przyciągając do siebie i przytulając. Rozbawia mnie swoimi słowami.
- Ślub? A kto ci powiedział, że chciałabym za ciebie wyjść? Zaczynam się chyba obawiać tego dnia i twoich szalonych pomysłów. Ale tak na poważnie, ja nie chcę już niczego więcej. Mam wszystko, czego potrzebuję - dopóki miałam go przy sobie, byłam w pełni usatysfakcjonowana tym, co sprezentował dla mnie los.
- Wszystko? Myślałem, że wciąż marzysz o posiadaniu dużego domu, dwójki dzieci, kota i psa. Coś się w tej kwestii zmieniło? - przypatruje mi się uważnie.
- Nadal mam zamiar, zrealizować te plany z twoją pomocą. Ale mamy na to, jeszcze trochę czasu. Aktualnie wystarczy mi to, co jest teraz. Ewentualnie nie pogardziłabym, jakimiś wakacjami w ciepłych krajach - patrzę na niego ze śmiechem.
- To się da na pewno zrealizować. Dla ciebie wszystko. Kocham cię, Clara. Jestem największym szczęściarzem pod słońcem, że cię mam - całuje mnie delikatnie w czoło.
- Ja też cię kocham - odpowiadam mu. Nie było dnia, abyśmy sobie tego nie powiedzieli. Choć słowa nie były właściwie potrzebne, ponieważ naszą miłość do siebie nawzajem, można było dostrzec w naszych zachowaniach, gestach, czy spojrzeniach, towarzyszących nam na co dzień. Dzięki temu byłam pewna, że dopóki ona będzie trwać. Nic nie będzie w stanie zaburzyć naszego szczęścia, ani nas rozdzielić. Dokonywaliśmy w końcu tysiąca wyborów, jednych właściwych, innych niekoniecznie. Za każdym, jednak razem, prowadziły nas one wprost do siebie.





Koniec.

______________
Tak oto, powyższa historia, nieubłaganie dobiegła końca. 
Aż trudno mi uwierzyć, że już więcej, nic tutaj nie napiszę. 
Zdecydowanie, zbyt mocno zżyłam się z tymi bohaterami... Ale nie ma sensu, przeciągać tego na siłę. 
Standardowo, dziękuję Wszystkim za obecność i komentarze, które motywowały mnie do dalszego pisania i dodawały weny, z którą niekiedy bywało krucho. 
Na koniec taka mała informacja, dla tych którzy byliby zainteresowani nową historią. 
Tutaj czeka na Was, niedawno opublikowany prolog nowej historii. 
Więc, jeśli nie macie jeszcze dość moich pomysłów. Serdecznie zapraszam. 



czwartek, 3 maja 2018

Rozdział 24



Wkładam ostatnie, niezbędne mi rzeczy do walizki. Następnie, zmagam się przez chwilę z zamkiem, który na szczęście ustępuje. Zamykam ją i odstawiam do korytarza, praktycznie przy samych drzwiach. Cały czas zastanawiając się, czy ten wyjazd to na pewno dobry pomysł i nie przyniesie więcej szkód niż korzyści. Zaczynałam się obawiać nadchodzących dni, żałując że w ogóle się na to zgodziłam.




Było późne i wyjątkowo wietrzne, piątkowe popołudnie. Za oknami zapadał, coraz większy zmrok, a ja marzyłam wyłącznie o ciepłej kąpieli i pójściu spać. Pogoda panująca za oknem, wprawiała mnie w melancholijny i depresyjny nastrój. Jakby tego było mało, dobiegający powoli końca dzień do reszty mnie wykończył. Na nic, nie miałam siły. Ostatni tydzień był wyjątkowo męczący, ale nie zamierzałam narzekać. Zmęczenie pomagało mi skutecznie zasypiać, a przede wszystkim nie pozwalało na roztrząsanie, wciąż dość bolesnych spraw.




Odkąd wróciłam do pracy, którą udało mi się na szczęście zatrzymać. Z zastrzeżeniem, że to ostateczna szansa i o kolejnej, nawet nie ma najmniejszej mowy. To w głównej mierze, ona stała się dla mnie najważniejszym i jedynym, pewnym punktem w życiu. Dlatego starałam się ją wykonywać rzetelnie i skrupulatnie. Najlepiej, jak tylko potrafiłam. Chciałam odzyskać zaufanie właściciela hotelu i współpracowników, które zostało bardzo poważnie nadszarpnięte w ostatnich miesiącach. Dobrym znakiem było to, że powoli znów zaczynałam czerpać radość z wykonywania swoich obowiązków. Odczuwałam satysfakcję z każdego dobrze wykonanego zadania i zadowolonego z pobytu gościa. Z dnia na dzień, czując że odzyskuję równowagę i wracam na właściwe tory.





Moje wyrzuty sumienia, przestały być tak uciążliwe i nie dające, ani chwili wytchnienia, jak w pierwszych dniach po odkryciu prawdziwych intencji Alexa. Zaczynałam się godzić z wydarzeniami z przeszłości, starając się o nich zapomnieć. Duża w tym była zasługa przede wszystkim mojej siostry, Karla i Andreasa. Którzy starali się mi pomóc, najlepiej jak tylko potrafili. Otrząsnąć z przykrych doświadczeń, związanych z Alexandrem. Spędzałam z nimi dużo czasu, co bardzo mi pomagało, odzyskać spokój i wiarę w lepszą przyszłość.




Po długich rozmowach, uległam także namowom Caroline, zgłaszając zawiadomienie o oszustwach, jakich dopuścił się Alex wraz z Marlene. Nie wiedziałam, czy miało to jakikolwiek sens i czy w ogóle ich znajdą, a potem cokolwiek udowodnią. Ale przynajmniej, miałam czyste sumienie w tej sprawie i nie będę musiała się obwiniać, że nie zrobiłam nic, aby przerwać ich proceder.





Na pierwszy rzut oka, wszystko zaczynało się w moim życiu układać. Miałam dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, rodzinę. Udało mi się, właściwie odzyskać wszystko, co na własne życzenie prawie straciłam. Wszystko, poza mimo upływu czasu, wciąż najważniejszą dla mnie osobą. Markus dokonał jednak wyboru, właściwie bez dania mi jakiejkolwiek szansy, naprawienia naszych relacji. Unikał mnie, widocznie nie widząc cienia możliwości na chociażby zwykłą znajomość. Albo tego nie chciał, albo nie widział w tym najmniejszego sensu. Przestałam się mu dlatego narzucać, gdy kilkukrotnie odmówił w uprzejmy sposób wspólnego spotkania. Wymyślając, coraz to nowsze wymówki.
To chyba było najgorsze, ta chłodna obojętność i aż, zbyt przesadna grzeczność skierowana w moim kierunku. Wolałabym, żeby dobitnie powiedział mi, że po prostu już mnie nie kocha i jest szczęśliwy z inną. Abym dała mu spokój i przestała zabiegać o jakikolwiek kontakt. Z każdą kolejną odmową cierpiałam bardziej, ale z pokorą to znosiłam. Los odpłacał mi w dość brutalny sposób minione miesiące, gdy zupełnie zatraciłam się w swojej głupocie.





Po przypadkowym spotkaniu Markusa i Claudii któregoś dnia, gdy wracałam z pracy. Na własne oczy, boleśnie się przekonałam, że układa im się idealnie. Widziałam, jak świetnie się czują we własnym towarzystwie, ich pełne radosnego wyrazu twarze i splecione ze sobą dłonie. Rozumieli się doskonale i wyglądali na idealną, wprost stworzoną dla siebie parę. W ich związku nie było, ani większych przeciwności, ani gwałtownych kłótni. Jakie często w przeszłości, wybuchały między nami. Coraz częściej utwierdzałam się w przekonaniu, że to właśnie ona była tą, z którą miał spędzić swoje życie.




Starałam się więc o nim zapomnieć i żyć dalej ze świadomością, że to naprawdę koniec. Chciałam pozbyć się tego uczucia, które nie pozwoliło mi w pełni ruszyć na przód i zrozumieć, że niekiedy mimo miłości, związek dwojga ludzi, zwyczajnie nie wychodzi. Być może, zbyt wiele się między nami wydarzyło. Popełniliśmy za dużo błędów, padło o jedno niewłaściwe słowo za wiele. Może to właśnie przez to, nie dano nam tej ostatniej szansy, aby spróbować wszystko naprawić. Dlatego musiałam, pozwolić mu być szczęśliwym i zniknąć z jego życia.





Szkoda, że było to tylko życzeniowe myślenie, które na nic się jednak nie zdawało. Choć tego nie chciałam, to myśl o Markusie była moją pierwszą po przebudzeniu rano i ostatnią przed zaśnięciem. Tęskniłam za nim każdego dnia mocniej, naiwnie się łudząc, że może akurat właśnie dziś stanie w moich drzwiach albo przynajmniej zadzwoni. Choćby po to, aby zapytać co u mnie. Nic takiego nigdy nie następowało, odzierając mnie raz po raz z resztek złudzeń i nadziei.





Najtrudniej było mi się z tym pogodzić, właśnie podczas takich wieczorów, jak ten. Kiedy wracałam z pracy do pustego mieszkania. A poczucie samotności i jakiejś wewnętrznej pustki, której nie potrafiłam niczym zapełnić, stawało się nie do wytrzymania.
Nie miałam pojęcia, ile jeszcze utrzyma się ten stan, w którym się znajdowałam. Kiedy w końcu nauczę się żyć z poczuciem, że straciłam miłość swojego życia. Straciłam kogoś, kogo kochałam, jak jeszcze nikogo przedtem.




Głośny dźwięk budzika, informujący mnie, że na zegarach wybiła piąta rano. Wybudza mnie ze snu.
Z dużą niechęcią, wstaję z łóżka zaczynając żałować, że w ogóle dałam się namówić, aby pojawić na tych zawodach. Mogłam w końcu spędzić ten weekend na kanapie, czytając jedną z książek, które zalegały w całkiem pokaźnym stosie, prosząc się od dawna przeczytanie. Zamiast tego, będąc znowu w pobliżu Markusa, zacznę się tylko ponownie zadręczać. Wspomnienia wrócą i na nowo zburzą wszystko, co udało mi się mozolnie zbudować w ciągu ostatnich dni. Tą kruchą barierę, która powstrzymała mnie przed całkowitym zwątpieniem w to, że mogę być szczęśliwa nawet bez niego.





Po porannej toalecie i ubraniu się w naszykowane ubrania, zbieram najpotrzebniejsze rzeczy do torebki. Następnie zabierając ją i walizkę, schodzę na dół. Zamykając uprzednio mieszkanie. Byłam niewyspana i zdenerwowana. Marzyłam, aby ten dzień się po prostu skończył, zanim się tak naprawdę zaczął. Zastanawiałam się, czy nie zawrócić i nie wymyślić jakiejś wymówki, aby jednak zostać w domu. Przełamuję jednak swój strach, nie chcąc zawieść przyjaciół, którym nigdy się nie odwdzięczę za to, co dla mnie zrobili.





Wychodząc na zewnątrz, dostrzegam czekającą już na mnie Caroline. Opiera się o samochód, wyraźnie zamyślona z delikatnym uśmiechem na ustach. Jest w dużo lepszym nastroju niż ja i zapewne nie może się doczekać spotkania z Karlem. Nie widzieli się od kilku, dobrych dni. Na pewno obydwoje umierali za sobą z tęsknoty. Byli w sobie bezgranicznie zakochani, co można było dostrzec na pierwszy rzut oka. 




- Dobrze, że już jesteś. Miałam zamiar za chwilę po ciebie iść na górę. Myślałam, że się rozmyśliłaś i będę musiała, siłą wyciągnąć cię z domu - wita się ze mną entuzjastycznie, mimo że musiała wstać dużo wcześniej ode mnie. Aby przyjechać po mnie, aż z Monachium. Podziwiałam jej optymizm i pozytywne nastawienie do życia.
- Przecież wam obiecałam, że wybiorę się do Klingenthal. Nie miałam więc wyjścia. Choć nie rozumiem właściwie, po co aż tak na to wszyscy nalegaliście? - od blisko tygodnia, nieustannie słuchałam próśb i nalegań, abym pojawiła się na ostatnich zawodach z letniego cyklu. Dla świętego spokoju za którymś razem się zgodziłam, ale zaczynałam się utwierdzać w przekonaniu, że popełniłam błąd.
- Może po to, żebyś spędziła miło weekend w naszym towarzystwie, zamiast sama w czterech ścianach? Przyda ci trochę normalnej rozrywki. Wpadasz ze skrajności w skrajność. Najpierw bawisz się niemal każdego dnia, a teraz zamykasz w mieszkaniu, jak największy samotnik. Uwierz mi, że to w niczym nie pomoże. Poza tym, mnie będzie przyjemniej, jeśli będziesz mi towarzyszyć. Clara, trochę więcej optymizmu. Rozchmurz się. Nie traćmy dłużej czasu. Chcę być, jak najwcześniej na miejscu. Pierwsza poprowadzisz - uśmiecha się szeroko w moim kierunku, rzucając kluczyki od samochodu.




Bez sprzeciwu, spełniam jej prośbę. Nawet się z niej ciesząc. Przynajmniej nie będę skupiać się na zbędnym myśleniu, koncentrując praktycznie wyłącznie na prowadzeniu samochodu.




Większa część drogi, upływa nam w spokoju i ciszy. Cicha muzyka płynąca z radia, była jedynym źródłem jakiegoś dźwięku. Caroline zasnęła, chwilę po wyjeździe z miasta. Próbując, nadrobić ostatnie nieprzespane godziny. Przemierzane przez nas drogi są niemal puste. Panuje na nich znikomy ruch, domyślam się że to z powodu wczesnej pory. Mogłam więc bez większych problemów, podziwiać zmieniający się dynamicznie krajobraz.




Gdy wita mnie, delikatne światło poranka. Postanawiam zrobić krótki postój i napić się kawy. Tym bardziej, że przed wyjściem, nie zdążyłam tego zrobić. Budzę delikatnie Caroline, po czym obydwie kierujemy się w stronę przydrożnego zajazdu. Uprzednio zostawiając samochód na parkingu.





- Czy Claudia też tam będzie? - pytam niepewnie się siostry, gdy otrzymujemy nasze zamówienie. Mieszam delikatnie łyżeczką w swojej filiżance z kawą, czekając na jej odpowiedź.
- Z tego, co mi wiadomo, to raczej nie. Nie musisz się obawiać - oddycham dyskretnie z ulgą. Nie zniosłabym, nieustannego słuchania o tym, jak świetnie się im układa i przyglądania się jej szczęściu. Było na to dla mnie, zdecydowanie za wcześnie.
- Wcale się tego nie obawiam. Dla mnie to skończony temat. Są ze sobą z Markusem szczęśliwi i niech tak zostanie - mówię bez przekonania, wpatrując się w okno z niewyraźną miną. 
- Jakoś ci nie wierzę. Clara, ty nadal go kochasz i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Za łatwo się poddałaś. Nie powinnaś tak łatwo odpuszczać - wpatruję się w nią z niedowierzaniem.
- Niby, co mogłam jeszcze zrobić? Próbowałam być przy nim i cierpliwie czekać na dalszy rozwój wypadków, ale spotkałam się ze stanowczym odrzuceniem. On ma do mnie, zbyt duży żal. Nie potrafi mi zapomnieć, tego jak się zachowywałam i kim byłam. Mam to, co chciałam. Kazałam mu o mnie zapomnieć i się to udało. To ostateczny koniec. Proszę cię, nie mówmy więcej o tym. Wystarczy już roztrząsania przeszłości i wracania do niej - ucinam temat, nie potrafiąc o tym rozmawiać.




Przed południem, docieramy na miejsce i meldujemy się w hotelu. Po dopełnieniu formalności i zostawieniu swoich rzeczy w pokoju. Caroline niemal siłą, wyciąga mnie na krótki spacer po miasteczku. Przez cały czas, wysłuchuję jak to nie może się doczekać kwalifikacji i jak świetnie będziemy się bawić. Kiwam posłusznie głową, udając że się z nią zgadzam. Nie chcąc zrobić jej przykrości, widziałam jak ze wszystkich sił, starała się mnie rozweselić i poprawić mi humor.




W skupieniu, przyglądam się trwającym już od kilkunastu minut kwalifikacjom. Po pewnym czasie, udaje mi się nawet, wykrzesać z siebie odrobinę pozytywnej energii i udziela mi się radosny nastrój panujący dookoła. Może naprawdę powinnam się trochę wysilić i spróbować dobrze się bawić. Zamartwianie się bez końca, nie ma większego sensu na dłuższą metę.




Mój nastrój poprawia się, jeszcze bardziej gdy na krótką chwilę po oddanych skokach dołączają do nas Karl i Andreas. Witam się z nimi z dużą radością. Nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu na ich widok. Karl porywa w swoje objęcia Caroline, ogromnie się ciesząc, że znowu są razem. Obserwuję tą scenę ze spokojem i delikatnym uśmiechem. Przekonana, że są dla siebie stworzeni i tworzą niepowtarzalny związek.




- Miło cię w końcu widzieć uśmiechniętą. Wiedziałem, że ten wyjazd dobrze ci zrobi - Andreas przypatruje mi się z zadowoleniem. Odchodzimy trochę dalej od Caroline i Karla. Pozwalając nacieszyć się towarzyszącej nam dwójce sobą nawzajem.
- Może faktycznie masz rację. Taka odskocznia od monotonnej rzeczywistości, naprawdę może mi pomóc - w ostatnich dniach, zaczynałam odczuwać przygnębienie, którego nie mogłam się za nic pozbyć. Na szczęście dzisiaj, udało mi się je zmniejszyć. Przez następne minuty, pogrążam się w rozmowie z przyjacielem, zapominając o swoich problemach.



Trwa to jednak, tylko dopóki moje spojrzenie nie spotyka się ze wzorkiem przechodzącego niepodal nas Markusa. Wpatrujemy się w siebie przez chwilę, ale w momencie gdy robię krok do przodu. Aby podejść do niego i się zwyczajnie przywitać. Odchodzi, wyraźnie nie chcąc zamienić ze mną nawet słowa. To bardzo bolało, a wszystkie moje obietnice i starania, znów idą na marne. Wystarczyło, że go zobaczyłam, a moje serce zaczęło bić, niczym po ekstremalnym wysiłku, a tęsknota za nim, znów stała się nie do wytrzymania.



Udaję jednak przed bliskimi, że nasze nieuniknione spotkanie, nie zrobiło na mnie najmniejszego wrażenia. Ponownie dołączam do rozmowy tym razem całej trójki, jakby Markus zupełnie mnie nie interesował. Ignoruję ich zmartwione spojrzenia, które wymieniają między sobą. Oni wiedzieli, że nadal nie pogodziłam się z tym, jak potoczyła się moja relacja z Markusem. 



Wczesnym wieczorem, pomagam Caroline przygotować się do wspólnego wyjścia z Karlem. Doradzam, co powinna założyć. Pożyczam swoją torebkę, idealnie pasującą do jej gustownej sukienki. A następnie zaplatam z jej wyjątkowo długich włosów, uroczego warkocza. Idealnie komponującego się ze strojem. Cieszyłam się razem z nią jej szczęściem. Wiedząc, że na nie zasłużyła. Przynajmniej ona, układała sobie życie i miała świetne perspektywy na przyszłość. 




- Ślicznie wyglądasz - chwalę końcowy efekt naszych wspólnych starań, gdy przegląda się w lustrze.
- Dziękuję za miłe słowa. Nie wiem tylko, czy powinnam wychodzić. Znowu zostawiam cię samą, a miałyśmy spędzić razem te dni - patrzę na nią, groźnym wzrokiem. Nie zgadzając się z jej słowami. 




- Nawet nie chcę tego słuchać. Nie martw się o mnie. Pooglądam telewizję, ewentualnie wybiorę się na krótki spacer. Jakoś zorganizuję sobie ten wieczór. Idź i bawcie się dobrze. Nareszcie spędzicie trochę czasu razem z Karlem - zapewniam Caroline, że w żadnym wypadku nie musi dotrzymywać mi towarzystwa i w spokoju, może spędzić kilka następnych godzin ze swoim chłopakiem. Ostatnio takie chwile, stały się dla nich rzadkością, dlatego tym bardziej usilnie ją namawiałam.
- Dobrze, niech ci będzie. W takim razie do zobaczenia. Uważaj tylko na siebie - żegna się ze mną i zostawia samą w naszym pokoju. Cieszyłam się, że udało mi się ją przekonać.




Leżąc na swoim łóżku, przełączam kolejne kanały w telewizji, nie znajdując nic ciekawego. Wzdycham z niezadowoleniem, zaczynając się nudzić. Gdy nieoczekiwanie, słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. Podnoszę swój telefon z szafki, czytając jej treść, która bardzo mnie zaskakuje. Andreas prosi w niej, abym przyszła do jego pokoju, bo musimy pilnie porozmawiać. Nie miałam pojęcia, o co może mu chodzić. Przecież niedawno rozmawialiśmy ze sobą, nie minęło nawet dwie godziny od tego momentu. W dodatku przez chwilę mam wrażenie, że podał mi inny numer pokoju niż ten, w którym był zameldowany. Ale uznaję, że zwyczajnie coś wcześniej pomyliłam. Biorąc więc tylko swój telefon i wychodzę ze swojego pokoju. Nie zważając większej wagi na swój, niezbyt wizytowy strój. Składający się z bluzy i dresów. Zresztą na krótką rozmowę z Andreasem, nie musiałam się stroić.




Pokonuję drogę na wyższe piętro. Stając przed właściwymi drzwiami. Pukam w nie lekko. Ale nikt nie otwiera, nawet pomimo ponowienia mojej próby.
Naciskam więc na klamkę, orientując się że drzwi są otwarte. Wchodzę niepewnie do środka, zatrzymując się zszokowana prawie na samym wejściu. Wpatruję się z niedowierzaniem w stół, znajdujący się na samym środku pokoju, przykryty białym obrusem. Znajdowała się na nim kolacja dla dwóch osób i bukiet moich ulubionych kwiatów. W dodatku rozstawione w każdym możliwym miejscu świece w pokoju, nadawały temu miejscu romantycznej i intymnej atmosfery.




Przez pierwsze sekundy, jestem zszokowana i najzwyczajniej w świecie przerażona. Jeśli nie zaszła, jakaś ogromna pomyłka i naprawdę przygotował to Andreas, specjalnie dla mnie. Oznaczałoby to tylko jedno, że jego uczucia w stosunku do mnie, wykraczały znacznie poza zwykła przyjaźń. Za chwilę jednak, kręcę przecząco głową. Zaczynając się uspokajać. Szukam innego wytłuczenia. Przecież to kompletny absurd, że Andreas mógłby się we mnie zakochać. Był dla mnie, jak młodszy brat i nigdy nie dał mi nawet najmniejszego powodu, abym pomyślała że mógłby czuć do mnie coś większego niż zwykła sympatia. To było zwyczajnie niemożliwe i zapewne coś pomyliłam. Dlatego jeszcze raz, sprawdzam przesłaną przez niego wiadomość. Ale numer pokoju się zgadzał, tak jak treść w której prosi o rozmowę. Znowu wywołuje to u mnie, poczucie dyskomfortu i niepokoju. Miałam dość problemów i nie chciałam, aby doszły mi kolejne.




Musiałam go, jak najszybciej znaleźć i to wyjaśnić.
Odwracając się w pośpiechu w stronę wyjścia, wpadam wprost w czyjeś ramiona.
- Mam nadzieję, że cię nie wystraszyłem i ci się podoba. Kiedyś mi powiedziałaś, że chciałabyś aby właśnie tak wyglądała twoja wymarzona randka - wpatruję się z niedowierzaniem w osobę stojącą naprzeciwko mnie. Kompletnie nic z tego nie rozumiejąc.
- Markus? Co ty tutaj robisz? To twoja sprawka? - pytam, wskazując ręką w głąb pokoju.
- Może nie całkiem moja, pomogło mi kilka osób. Chociażby Andreas. Poprosiłem go, aby wysłał ci tą wiadomość. Musiałem mieć pewność, że tu przyjdziesz - kamień spada mi z serca. Ciesząc się, że to jednak nie Andreas za tym wszystkim stoi. Przynajmniej ta kwestia się wyjaśniła. Nie rozumiałam tylko, co najlepszego wyprawia Markus. Jeszcze przed kilkoma godzinami, traktował mnie z obojętnością i chłodem. A teraz zachowuje się tak, jakby ostanie miesiące w ogóle nie miały miejsca i nadal bylibyśmy razem.




- W jakim celu, miałam tu przyjść? Żeby ocenić, czy to godna niespodzianka dla Claudii? Postanowiła się, jednak pojawić? Jeśli tak, to możesz być pewien, że jej się spodoba. A teraz wybacz, ale pójdę do siebie. Życzę wam, cudownego wieczoru - mówię z ironią. Gdy mija mi pierwszy szok. Nie chciałam wierzyć, że naprawdę przygotował to dla mnie. Na pewno próbował się na mnie wyłącznie odegrać i znalazł na to świetny sposób.
- Clara, proszę cię. Uwierz mi, że to tylko dla ciebie. Za chwilę wszystko ci wytłumaczę. Usiądźmy i porozmawiajmy na spokojnie - zaprasza mnie do stołu, a ja nie potrafię mu odmówić i zwyczajnie wyjść. Chcąc się dowiedzieć, dlaczego zadał sobie tyle trudu. Nadeszła pora, aby ostatecznie sobie wszystko wyjaśnić.




Po chwili, siadamy na przeciwko siebie, a ja wpatruję się w przepysznie wyglądający talerz. Zachęcający dodatkowo swoim zapachem do skosztowania. Ulegam więc pokusie i zaczynam jeść, ku dużemu zadowoleniu Markusa. Spożywamy posiłek w ciszy, a w mojej głowie powstaje tysiące myśli i pytań. Cała ta sytuacja, wydaje się zupełnie niedorzeczna. Ale gdzieś w głębi siebie, zaczynam się poddawać tej niezwykłej, panującej dookoła nas atmosferze.




- Dowiem się w końcu, dlaczego tutaj jesteśmy? Przypominam cię, że masz dziewczynę i to chyba z nią, powinieneś tu być. Mnie za to unikasz od kilku, dobrych tygodni. Dlatego, zupełnie tego nie rozumiem - pierwsza przerywam ciszę, jaka między nami panowała od kilkunastu już minut.
- Claudia nie jest już moją dziewczyną i chyba nigdy nie powinna nią być. Rozstałem się z nią na kilka dni przed przyjazdem tutaj. Owszem, spotykaliśmy się ze sobą, ale ja nigdy nie poczułem czegoś, choćby podobnego, do tego co przy tobie. Próbowaliśmy się przez chwilę zaangażować w coś poważniejszego, ale już od tej kolacji u Caroline i Karla, wiedziałem że nie ma to najmniejszego sensu. Oszukiwałem sam siebie, tak naprawdę nie wiem, po co. Nigdy nie potrafiłbym jej pokochać. Dlatego, że nie jest tobą. Widywaliśmy się ze sobą, bo obydwoje staraliśmy się zapomnieć o osobach, które były i nadal są dla nas tymi jedynymi. Naiwnie się oszukując, że nam się uda. Dlatego postanowiliśmy to zakończyć w zgodzie i zawalczyć o swoje szczęście. Gdy tylko cię dziś zobaczyłem, wiedziałem że dłużej nie wytrzymam. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem - słucham go z niezwykłą uwagą. Będąc ogromnie zaskoczona. Byłam pewna, że są szczęśliwą parą, wiążącą ze sobą przyszłość. Okazało się jednak, że były to tylko pozory. Stwarzane na potrzeby postronnych osób.
- Dlaczego więc nie wyprowadziłeś mnie z błędu wcześniej? Dlaczego pozwoliłeś uwierzyć, że jesteś z nią szczęśliwy i to ją kochasz? A przede wszystkim, dlaczego byłeś tak obojętny wobec mnie? Nie chciałeś dać mi, nawet najmniejszej szansy na naprawę czegokolwiek. Gdy zaczynałam się z tym godzić, znowu próbujesz mieszać mi w głowie - mrużę swoje oczy, zaczynając odczuwać, coraz większe zdenerwowanie.
- Wolałem najpierw się upewnić, że nadal mnie kochasz. Po tym, jak związałaś się z tym okropnym typem. Myślałem, że nigdy mi nie wybaczysz tego koszmarnego błędu. A nasza miłość, zmieniła się w twoją nienawiść. Nie chciałem robić niczego pod wpływem chwili, bo kolejnego naszego rozstania i rozczarowania, po prostu bym nie zniósł. Poza tym, chciałem żebyś poukładała swoje życie i zdecydowała, czego tak naprawdę chcesz. Ja też musiałem się w końcu zdecydować, co dalej z relacją z Claudią. Zastanowić, czy jest jeszcze w ogóle jakaś szansa na związek z tobą. W końcu tyle się wydarzyło. Ale teraz jestem pewien, że chcę tylko ciebie. To przy tobie, chcę się budzić i zasypiać. Spędzać każdą wolną chwilę i wracać po każdych zawodach. Przeżyć resztę życia i zestarzeć się u twojego boku. Clara, zapomnijmy o przeszłości i zacznijmy wszystko od nowa. Przecież widzisz, że obydwoje tego chcemy. Kocham cię i nie potrafię bez ciebie żyć - podchodzi do mnie i czeka ze zdenerwowaniem na to, co powiem. To wszystko przypominało mi jakiś sen, który nigdy miał się przecież nie ziścić.





Nie musiałam się zastanawiać nad tym, co mam zrobić. Bez słowa wstaję ze swojego krzesła. Niwelując resztę odległości, która nas od siebie dzieliła.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, ile czekałam na usłyszenie tych słów. Straciłam już prawie całą nadzieję, że to się może, jeszcze kiedykolwiek stać. Ja też cię kocham i wiem, że tylko z tobą mogę być szczęśliwa. Dlatego, proszę cię. Nie zostawiaj mnie już nigdy więcej - przytulam się z mocno do niego, nadal nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Znów miałam go obok siebie i próbowałam uwierzyć, że tym razem wszystko się ułoży.



- Kocham cię, Clara. Tak bardzo cię kocham - zapewnia mnie po raz kolejny. Po czym łączy nasze usta w upragnionym od tak dawna pocałunku. Który jest mieszaniną tęsknoty, szczęścia, naszej miłości oraz pragnienia wzajemnej bliskości. Wkładamy w niego ogromne zaangażowanie, nie potrafiąc się od siebie oderwać.
- Obiecaj mi, że będziemy od teraz szczęśliwi i już nic, nigdy tego nie zepsuje – szepczę, pomiędzy kolejnymi, naszymi pocałunkami.
- Obiecuję - to jedno słowo mi wystarcza. Byłam pewna, że zrobimy wszystko, aby dotrzymać tej obietnicy.




Potem już wszystko inne, przestaje być ważne. Cały świat, traci dla nas znaczenie. Byliśmy tylko my i noc pełna namiętności, która była cudowna i niezapomniana. Chyba jeszcze nigdy wcześniej, nie było między nami tak dobrze. Idealnie ze sobą współgraliśmy, zapewniając sobie nawzajem niesamowite doznania. Zasypiając wtulona w ramiona Markusa, mogłam nareszcie poczuć się szczęśliwą. Miałam już wszystko, co było mi potrzebne i nie chciałam niczego więcej.




Delikatne promienie słońca, których w ostatnich dniach rzadko, kiedy można było doświadczyć. Padają delikatnie na moją twarz, wybudzając mnie ze snu. Nie przypominałam sobie, żeby kiedykolwiek spało mi się lepiej. Spoglądam niepewnie w bok. Upewniając się, że ubiegła noc, nie była tylko złudzeniem. Widok Markusa, który śpi pogrążony w spokojnym śnie. Wywołuje u mnie poczucie, niewyobrażalnego szczęścia. Gładzę delikatnie jego policzek, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę jest znowu mój i jesteśmy ze sobą razem. Nie mam pojęcia, ile czasu wpatruję się w niego. Pogrążona w powolnym planowaniu, naszej wspólnej przyszłości. Której nic nie miało już zakłócić.





- Dlaczego, aż tak mi się przypatrujesz? - dopiero głos Markusa, który nareszcie się obudził, przywraca mnie do rzeczywistości.
- Bo nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu ze mną jesteś - nachylam się nad nim i całuję czule na przywitanie.
- Jestem i nigdzie się nie wybieram. Będziesz się ze mną męczyć przez resztę życia - kwituję jego słowa, głośnym śmiechem. Bez zawahania mogąc zaakceptować takie męki.





- Powinnam iść do siebie. Caroline pewnie się martwi, gdzie zniknęłam na całą noc. Poza tym, za niedługo powinniśmy pojawić się na śniadaniu - mówię przytomnie, gdy Markus zaczyna obdarzać moją szyję i obojczyki, delikatnymi pocałunkami.
- Nic się nie stanie, jak trochę się spóźnimy. A Caroline zapewne domyśliła się, że udało się nam pogodzić. Karl na pewno, wtajemniczył ją w mój plan - uśmiecha się cwanie w moją stronę, powracając do swojej poprzedniej czynności. W dodatku jego dłonie, coraz śmielej błądziły po moim ciele, odbierając mi wolną wolę i sprawiając, że uległam pozwalając mu na przedłużenie tego, co działo się pomiędzy nami przez większą część nocy. Nie potrafiliśmy się sobą nasycić, ucząc i poznając się jakby na nowo. Zapewne gdyby nie to, że odbywały się dzisiaj zawody, a Markusa czekały też inne obowiązki. Spędzilibyśmy większość dnia w łóżku, ciesząc się sobą i swoją obecnością.




W pośpiechu, związując wciąż jeszcze wilgotne włosy, których nie zdążyłam wysuszyć. Szybkim krokiem, idę w stronę hotelowej restauracji. Przy samym wejściu, dostrzegam czekającego na mnie Markusa.
- Gotowa na wielkie wejście? - pyta ze śmiechem, całując mnie delikatnie. Następnie łapiąc mnie za rękę i łącząc nasze dłonie. Kiwam tylko głową w odpowiedzi na jego pytanie, po czym przekraczamy próg restauracji.



Na samym wstępie, rozglądam się w poszukiwaniu przyjaciół, którzy zajmują stolik na samym końcu sali. Uśmiecham się na ich widok. Podążamy więc w tamtym kierunku w akompaniamencie zszokowanych spojrzeń i cichych szeptów osób, które kończą swoje śniadania. Widzę, jak niektórzy spoglądają, to na nas, to na Caroline i Karla. Nic z tego nie rozumiejąc. W końcu od zawsze, jeśli byłam przez kogoś kojarzona, to wyłącznie jako dziewczyna Karla. Do tej pory, nadal nie było, zbyt wiele wtajemniczonych osób, które orientowały się w zmianach jakie zaszły. Zapewne zżerała ich teraz ciekawość. Ale ja nie miałam zamiaru jej zaspokoić.





- Jesteście w końcu. Myślałam już, że nic z tego nie wyszło i nadal męczycie się tęsknotą za sobą. Na szczęście wszystko jest w końcu tak, jak być powinno - wita nas Caroline, gdy zajmujemy wolne miejsca.
- Przecież ci mówiłem, że na pewno się wszystko udało, a teraz trwa pewnie tylko, wyłącznie proces godzenia się - Andreas robi w powietrzu cudzysłów, wypowiadając ostatnie słowa. Posyłam w jego stronę mordercze spojrzenie. Za chwilę zaczynając się śmiać, przypominając sobie, swoje wczorajsze podejrzenia, co do niego. 
- Dajcie im spokój. Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło - Karl uśmiecha się w naszą stronę z aprobatą. Cieszyłam się, że w pełni popierał mój związek z jego przyjacielem i wybaczył nam obojgu, nasze bardzo niestosowne zachowanie z przeszłości wobec niego.




Tamtego poranka, siedząc przy tamtym stoliku z czwórką osób, dla których byłabym w stanie zrobić wszystko. Poczułam bezgraniczną ulgę i szczęście. Miałam w końcu przy sobie, wszystko czego od dawna pragnęłam. Byłam przekonana, że najgorsze mam za sobą i od teraz będzie już tylko lepiej. Tak, jak sobie to dawno temu wymarzyłam.