poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Rozdział 17



W sobotni poranek, kiedy powoli szykuję się do wyjścia do pracy. Nie potrafię, pozbyć się dziwnego niepokoju, który towarzyszy mi od kiedy tylko, otworzyłam dziś oczy. Byłam pewna, że to efekt strachu. Miałam przecież przekazać wieczorem Markusowi, wiadomość nie dającą mi spokoju od kilku dni. Próbowałam powiedzieć mu wcześniej o ciąży, ale najpierw nie miałam okazji, a gdy ona się nadarzyła, to wtedy zwyczajnie stchórzyłam. Nadal się bałam, ale nie mogłam pozostawiać go dłużej w niepewności i niewiedzy, dlatego też postanowiłam, że bez względu na wszystko, pozna dziś całą prawdę. Zrobi z nią, co zechce, ale przynajmniej ja, będę miała nareszcie czyste sumienie.





Wchodząc do kuchni, spotykam w niej Caroline. Która w pośpiechu, stara się przygotować dla nas śniadanie. Nie miałam pojęcia, jak odwdzięczę się jej za wszystko, co dla mnie zrobiła w ostatnim czasie. Była nieoceniona i niezastąpiona. Zawsze służyła radą i pomocą, niemal w każdym moim problemie.




- Clara, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Przede wszystkim, życzę ci szczęścia i zdrowia. Mam też nadzieję, że spełnią się wszystkie twoje marzenia - przytula mnie do siebie przyjaźnie. Zapraszając do stołu. Sama na chwilę, gdzieś znikając. Nalewając sobie świeżego soku do szklanki, czekam na jej powrót.




Minutę później, wraca ze sporej wielkości, ozdobną torbą prezentową. Wypakowaną, niemal po brzegi upominkami. W życiu nie spodziewałabym się, aż tylu nowych rzeczy. Od zawsze, uwielbiałam dostawać prezenty. Ciesząc się z nich, jak dziecko.
- To dla ciebie. Takie drobiazgi od kilku osób. Między innymi ode mnie, naszej mamy, czy Karla. Z chęcią sami by ci je wręczyli. Ale wiesz, że mamie wypadł niespodziewanie, pilny wyjazd służbowy. A Karl obiecał wpaść do ciebie jutro, wiedząc że dzisiaj niestety pracujesz - Caroline wręcza mi ozdobną torebkę z zadowoleniem. Nie potrafię ukryć szerokiego uśmiechu radości, słysząc te słowa. Cieszyłam się, że Karl nie zaczął mnie unikać po naszym rozstaniu i mimo wszystko, stara się być dla mnie przyjacielem. Dokładnie takim samym, jak na początku naszej znajomości. Zanim zostaliśmy parą. To było dla mnie ogromnie ważne. Potrzebowałam jego wsparcia, zwłaszcza teraz. On od zawsze, potrafił doradzić mi niemal w każdej kwestii.
- Dziękuję za wszystko. Jestem ogromną szczęściarą, że mam obok siebie, takie osoby jak wy - wiedziałam, że mam kilka osób, na które zawsze mogę liczyć. Które bez najmniejszego zawahania, pomogą mi w każdej sprawie. To dawało mi ogromne poczucie komfortu.
- Daj spokój, nie robimy w końcu nic specjalnego. Jestem pewna, że zrobiłabyś dla nas dokładnie to samo, będąc na naszym miejscu - Caroline zupełnie nie uważa, że w jej zachowaniu jest coś wyjątkowego. O lepszej siostrze, nie mogłam nawet marzyć.





Po wspólnie zjedzonym śniadaniu, zbieram swoje rzeczy do torebki w pośpiechu. Nie chcąc się po protu spóźnić. Musiałam dopilnować, czy aby na pewno wszystko jest gotowe na dzisiejsze przyjęcie urodzinowe, które starałam się zorganizować z niezwykłą dokładnością i starannością. Chciałam, żeby wszystko było idealne i mama Markusa była zadowolona. To było dla mnie niezwykle ważne i zamierzałam zrobić wszystko, aby osiągnąć ten cel.





- Już idziesz? Przecież jest, jeszcze wczesny ranek, a przyjęcie jest zaplanowane na późne popołudnie. Znowu będziesz cały dzień na nogach. Obiecałaś, że będziesz mniej pracować i po raz kolejny, robisz coś zupełnie odwrotnego - Caroline jest zdziwiona i wyraźnie lekko niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Przysięgam, że to już ostatni raz. Wiesz, że akurat to przyjęcie jest dla mnie podwójnie ważne. Obiecuję, że w poniedziałek pójdę na rozmowę z właścicielem hotelu i przyznam się do tego, że jestem w ciąży. Prosząc, abym nie dostawała obowiązków ponad normę. Może zrozumie i mnie nie zwolni - zapewniam ją. Sama doskonale wiedząc, że czas najwyższy, zdecydowanie zwolnić tempo. Nie mogłam dłużej narażać dziecka, zachowując się kompletnie nieodpowiedzialnie.
- Niech ci będzie. Ale mimo wszystko, uważaj na siebie. Mam dziś jakieś złe przeczucia i po prostu martwię się o ciebie. Najlepiej by było, jakbyś w ogóle została dziś w domu. Choć wiem, że to niemożliwe. Powiesz mi przynajmniej, o której mniej więcej wrócisz? - kręcę przecząco głową. Sama tego nie wiedząc.
- Nie czekaj na mnie. Wieczorem muszę, jeszcze powiedzieć Markusowi o dziecku. Najwyższy czas na to. A ty masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? - zastanawiam się.
- Karl zaprosił mnie na kolację, ale nie wiem, czy powinnam iść. Może lepiej poczekam na ciebie? Nie wiadomo w końcu, jak Markus przyjmie wiadomość o ciąży. Możesz potrzebować wsparcia - po raz kolejny, jest w stanie przełożyć moje dobro nad swoje.
- Mowy nie ma. Masz pójść z Karlem i mną się nie przejmować. Poradzę sobie, nie jestem dzieckiem. Nie ważne, jak potoczy się ta rozmowa, która mnie czeka - nie mogłam jej pozwolić, aby znowu wszystko dla mnie rzucała. Miała w końcu, także swoje życie.
- Jesteś pewna? - próbuje się, jeszcze upewnić.
- Jestem. Bawcie się dobrze i przestańcie o mnie zamartwiać. Muszę już iść, do zobaczenia - żegnam się z nią i opuszczam mieszkanie.





Po dotarciu do hotelu, przez kolejne kilka godzin. Sprawdzam dokładnie wszystkie szczegóły. Czy zastawa jest odpowiednio ułożona na każdym stoliku, czy żaden obrus nie ma przypadkiem, choćby najmniejszej plamki. Układam bukiety w wazonach, które nie zostały wcześniej ułożone. Następnie pośpieszam szefa kuchni, aby szybciej dokończył dekorowanie tortu, narażając się na jego pełne dezaprobaty spojrzenie. Jemu nigdy się nie śpieszyło, czym od zawsze wywoływał u mnie zdenerwowanie.
Wpadłam w dobrze mi znany wir pracy, zapominając o wszystkim poza nią. W takich momentach, skupiałam się wyłącznie na jak najlepszym, wykonaniu swojego zadania.





Chwilę przerwy, robię sobie dopiero w momencie, gdy niespodziewanie pojawia się przy mnie Markus. Zdecydowanie wcześniej niż było to zaplanowane.
- Co ty tutaj robisz? Jeszcze nie wszystko jest gotowe - zaczynam wpadać w panikę. Martwiąc się, że zwyczajnie nie zdążymy.
- Clara, uspokój się. I przestań poprawiać ułożenie tych sztućców. Stoję tu od pięciu minut i przełożyłaś je chyba ze trzy razy. Zapewniam cię, że są idealnie położone. Jestem wcześniej, bo byłem pewien, że będziesz tutaj od samego rana. Chcąc wszystkich poprawiać i próbując zrobić wszystko po swojemu. Jak widać się nie pomyliłem. Zapewne wszyscy dookoła, mają już po prostu dość. Dlatego idziemy na świeże powietrze, a oni doskonale zajmą się swoimi obowiązkami. To nie jest ich pierwsza taka uroczystość. Mają w tym świetną wprawę - bierze mnie za rękę i praktycznie zmusza do wyjścia na zewnątrz.





- Powinnam wrócić i wszystkiego dopilnować. Taka jest w końcu moja praca. Nie mogę zostawić tego, tak po prostu bez kontroli - upieram się, gdy prowadzi mnie w tylko sobie znane miejsce.
- Nic się nie stanie. Zdecydowanie przesadzasz. Przecież tu nie pojawi się królowa Anglii. Tylko moja mama, trochę rodziny i jej znajomi. Wszystko jest świetnie przygotowane, lepiej po prostu być nie mogło. Więc przestań się niepotrzebnie spinać, bo ja jestem zachwycony wystrojem i wszystkim innym - gdy chcę już mu odpowiedzieć. Zwyczajnie mi nie pozwala, zamykając usta gwałtownym pocałunkiem. Który odnosi oczekiwany skutek. W sekundę zapominam o wszystkich ważnych przed chwilą sprawach, skupiając się wyłącznie na tym, co dzieje się tu i teraz.






Kiedy przyjęcie trwa w najlepsze, przyglądam się wszystkiemu z boku. Dumna ze swoich współpracowników i siebie, że udało się nam doprowadzić to do szczęśliwego końca. Uwielbiałam ten moment, gdy mogłam podziwiać końcowy efekt naszej wspólnej, czasami wielotygodniowej i męczącej pracy.





Powoli kieruję swoje kroki do wyjścia. Z zamiarem udania się w inną część hotelu, gdy nieoczekiwanie ktoś łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie.
- Nie myśl sobie, że tak po prostu niezauważona sobie stąd wyjdziesz. Ktoś bardzo chce cię poznać - Markus prowadzi mnie w stronę stolika, przy którym znajdują się jego rodzice. Momentalnie ogarnia mnie ponownie, ogromne zdenerwowanie. Na protesty, jest już jednak za późno. Na dodatek, zostawia mnie samą z jego mamą. Odchodząc gdzieś ze swoim ojcem. Który uprzednio, grzecznie i uprzejmie się ze mną przywitał.





- Clara, prawda? Bardzo mi miło, w końcu cię poznać. Nie wiem nawet, jak mam ci dziękować za całą tą pracę i trud, jaki włożyłaś w organizację tego wszystkiego. Jest wspaniale - posyła w moją stronę szczery uśmiech, po chwili obejmując przyjaźnie.
- Cieszę się, że się pani podoba. Poza tym, naprawdę nie ma za co dziękować. To tylko moja praca - odpowiadam jej skromnie. Nie widząc nic nadzwyczajnego w tym, co zrobiłam.
- Ale bycie z moim synem i sprawienie, że zmienił się nie do poznania. Na pewno nie należy do twoich obowiązków. Nie złość się na niego, że mi powiedział. Nie miał zwyczajnie wyjścia, niemal od razu zorientowałam się, że łączy was dużo więcej niż zwykła znajomość. Znam swojego syna, jak nikt inny i od razu zauważyłam, że ogromnie dużo dla niego znaczysz. Mam nadzieję, że będziecie razem szczęśliwi. Powoli traciłam już nadzieję, że Markus się ustatkuje, a tu taka niespodzianka- kompletnie zaskakuje mnie wypowiedzianymi przez siebie słowami. Nie spodziewałam się, że tak szybko poprze nasz związek i będzie nam, aż tak przychylna. Bardzo się z tego cieszyłam.
- Także mam taką nadzieję. Mimo, że przed nami, wciąż długa droga - rozmawiamy ze sobą, jeszcze przez jakiś czas. Naprawdę świetnie się dogadując. Jakbyśmy znały się od dawna, a nie kilkunastu minut.





W końcu opuszczam salę, pełną gości. Jednych pogrążonych w cichych rozmowach, innych zajętych zabawą. Wiedząc, że nie mogę do nich dołączyć. Mimo kilkakrotnych nalegań ze strony Markusa, czy jego rodziców. Byłam w końcu w pracy i musiałam do końca, zachowywać się profesjonalnie.





Próbuję nadrobić kilka zaległych spraw, podczas oczekiwania na Markusa. Od zawsze, gdy tylko jakiekolwiek przyjęcia odbywające się hotelu, rozpoczynały się na dobre. Moja praca dobiegała końca i mogłam z czystym sumieniem pójść do domu. Od tego momentu moje obowiązki, przejmował kierownik sali restauracji i to on miał dbać o to, aby żadnemu z gości niczego nie zabrakło. Tym razem obiecałam jednak, że poczekam na swojego chłopaka i razem udamy się do niego. Z zamiarem uczczenia moich urodzin. Wciąż ciężko mi było przyzwyczaić się do tego, że naprawdę jesteśmy razem. To nadal, wydawało się kompletnie dla mnie nierealne.




Niestety, wcale nie cieszyłam się przesadnie na ten wieczór, nie mając pojęcia jak on się zakończy. Miałam w końcu zamiar, wyznać mu prawdę odnośnie tego, że spodziewam się naszego, nieplanowanego dziecka. Nie mogłam tego dłużej przed nim ukrywać i odciągać w czasie tej rozmowy. Wystarczająco już i tak to przeciągałam. Za niedługi czas, nareszcie dowiem się na czym stoję. Rozwieją się wszystkie moje wątpliwości, a przede wszystkim przestanę tworzyć w głowie, tysiące możliwych scenariuszy. Wiedziałam, że ten wieczór albo zakończy się pozytywnie i odetchnę z ulgą, ciesząc się szczęśliwym życiem u boku Markusa, albo totalną katastrofą i złamanym sercem.





- Możemy już iść - niecałą godzinę później. Mój ukochany i jeden z największych powodów do szczęścia, pojawia się w drzwiach gabinetu. Z pełnym zadowolenia uśmiechem.
- Tak szybko? Nie uważasz, że powinieneś zostać dłużej. To w końcu urodziny twojej mamy, powinieneś być ze swoją rodziną - przypominam mu przytomnie.
- Ale równocześnie też twoje. Których na pewno nie powinnaś, dłużej spędzać w pracy. Mama w pełni poparła moją decyzję. Ona ma z kim je świętować i moje towarzystwo, nie jest jej już dłużej do niczego potrzebne. W przeciwieństwie do ciebie. Dlatego idziemy - podchodzi do mnie i bierze za rękę. Wstając z zajmowanego przez siebie miejsca, wpadam w jego ramiona ze śmiechem.
- Dobrze, zgoda. Ale później musimy ze sobą porozmawiać, mam ci coś ważnego do powiedzenia - staram się ostudzić jego entuzjazm, który udziela się powoli, także mnie. Choć miałam świadomość, że nie powinien.
- Co to takiego? O czym będziemy rozmawiać? - zastanawia się, patrząc na mnie uważnie.
- To nie jest odpowiednie miejsce na tę rozmowę - odpowiadam tylko, po czym całuję go krótko. Następnie łącze ze sobą nasze dłonie i udajemy się w stronę głównego korytarza.






Gdy dzieli nas, tylko kilka metrów od wyjścia. Praktycznie znikąd, pojawia się przed nami Mia z udającym życzliwość uśmiechem. Zaniepokojona tym faktem, ściskam mocniej dłoń Markusa. Nie miałam pojęcia, co ona kombinuje i czego mogę się po niej spodziewać. Byłam pewna, że za chwilę zaszczyci nas jakimś wrednym komentarzem, ale tego co zrobiła. Za nic bym nie przewidziała.






- Widzę, że już oficjalnie jesteście razem. Karl poszedł ostatecznie w odstawkę? Ale w końcu nic dziwnego, skoro za niedługo, czeka was tak ogromne wyzwanie, jak wychowanie dziecka. To musi być dla was trudne, tak z dnia na dzień przyjąć do wiadomości, że wasze życie kompletnie się zmieni. Ale mimo wszystko, szczerze wam gratuluję. Dziecko to w końcu ogromne szczęście - zamieram, wpatrując się w Mię z niedowierzaniem. Nadal nie wierząc, że prawda o mojej ciąży, wyszła właśnie od niej. To był chyba najgorszy z możliwych sposobów na przekazanie tej wiadomości, osobie stającej obok mnie.
- O czym ty mówisz? - Markus pyta ją zupełnie zdezorientowany. Patrząc to na mnie, to na nią. Coraz mocniej się niecierpliwiąc, gdy Mia przez dłuższy czas milczy.
- Nic nie wiedziałeś? Ups, chyba zepsułam ci niechcący niespodziankę. Chętnie bym dłużej z wami porozmawiała, ale moja praca na dziś dobiegła końca i śpieszę się do domu. Do zobaczenia w poniedziałek - ostatnie słowa kieruje do mnie, po czym z uśmiechem triumfu opuszcza budynek. Wyraźnie zadowolona z takiego obrotu sprawy. Jednym głupim zdaniem, zniszczyła całe moje plany i dostarczyła nie lada kłopotu.




Byłam przerażona tym, że Markus dowiedział się o dziecku w taki właśnie sposób. Od osoby trzeciej, zamiast ode mnie. Mogłam powiedzieć mu wcześniej, ale wolałam zwlekać. Przez co się doigrałam. To była cena, jaką musiałam zapłacić za swoje tchórzostwo.





- Clara, czy ona mówiła prawdę? Proszę, powiedz że to tylko, jakiś kiepski żart. Ty nie możesz być w ciąży - patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Dodatkowo mam wrażenie, że wyczuwam wyrzut w jego głosie.
- Niestety, ale mówiła prawdę. Jestem w ciąży. To o tym chciałam z tobą dzisiaj porozmawiać. Ale Mia mnie ubiegła. To ósmy tydzień, za około siedem miesięcy, urodzi się nasze dziecko - mówię cichym głosem, unikając jego wzroku. Bałam się jego reakcji na usłyszane słowa.
- Przecież to jakiś absurd. Dziecko? Teraz? Niby w jaki sposób mam się wami zająć, skoro przez tyle dni w roku, jestem poza domem? Ty za to dostałaś awans i zapewne nie będziesz chciała zrezygnować z pracy. Kto więc się nim zajmie? Orszak niań, wybacz ale jakoś tego nie widzę. Wiesz doskonale, że to jest fatalny dla nas czas na wychowywanie dzieci. My nawet ze sobą, właściwie nie zaczęliśmy być. Jak to w ogóle możliwe, przecież zawsze uważaliśmy - Markus wyrywa swoją dłoń, która przez cały czas, była spleciona z moją. Patrzy na mnie z jawnym podejrzeniem. Jest wyraźnie zdenerwowany i niezadowolony z wiadomości, jaką usłyszał. Mogłam się spodziewać po nim takiej reakcji.
- Jesteś pewien, że zawsze? - spoglądam na niego pewnym spojrzeniem. Doskonale pamiętając ten jeden, jedyny raz. Kiedy kompletnie się zapomnieliśmy, myśląc że nic się nie stanie.
- Dobrze, może raz się zdarzyło. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że mieliśmy aż tak dużego pecha. Przecież to jest wprost niewiarygodne. Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? Bo widzę, że dowiaduję się ostatni. Wiedzą już wszyscy dookoła - z każdą kolejną sekundą, czułam że nasza rozmowa, zmierza w bardzo złym kierunku.
- Mylisz się. Praktycznie, jeszcze nikt o tym nie wie. Oprócz Caroline i Karla. Za to Mia dowiedziała się zupełnym przypadkiem. W życiu bym jej o tym, sama nie powiedziała - próbuję się tłumaczyć, ale na nic się to nie zdaje.





- Oczywiście, że Karl wie. Jakże by inaczej. Przecież on zawsze, będzie znajdował się u ciebie na pierwszym miejscu. Z każdym problemem, najpierw pójdziesz do niego. Bo to jemu, wciąż bardziej ufasz. Mimo, że się rozstaliście. Może to nawet jego dziecko, skąd mam niby wiedzieć? Nigdy nie będę miał stuprocentowej pewności, chyba że zrobiłbym badania, gdy już się urodzi - tymi słowami, wywołuje u mnie dużą złość i ogromne cierpienie. Nie spodziewałam się, że będzie w stanie powiedzieć coś tak okrutnego.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym wmówić ci, że jesteś ojcem nie swojego dziecka? W życiu bym czegoś takiego nie zrobiła. Myślałam, że mnie znasz. Dla mnie to też był duży szok, gdy się dowiedziałam. Ale stało się, czasu nie cofnę - bronię się, przed jego oskarżeniami.
- Mam uwierzyć ci tak na słowo? Wybacz, ale chyba nie potrafię. Nie jestem, aż tak naiwny jak Karl. On może by uwierzył, ale ja nie. Przecież w obecnej sytuacji, żadnemu z was nie byłoby na rękę wspólne dziecko. Właśnie się rozstaliście, więc wspólne wychowywanie byłoby bardzo utrudnione - jest nieprzejednany i nadal brnie uparcie w swoją urojoną teorię, raniąc mnie coraz bardziej.
- Właśnie dlatego, nie chciałam ci powiedzieć o ciąży. Byłam pewna, że zareagujesz w taki sposób. W końcu świetnie znam, twój stosunek do posiadania dzieci. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną osobą, jaką znam - powoli tracę swoje opanowanie i przestaję zważać na słowa.
- To chyba nie jest dziwne dla ciebie, że nie skaczę z radości. Clara, cholernie wszystko skomplikowałaś - tym razem do reszty, wyprowadza mnie z równowagi.
- Ja? A ty nie brałeś w tym udziału? Nie wiesz, skąd się biorą dzieci? Mam cię uświadomić? - pytam z ironią.
- Doskonale, wiem. Tak samo posiadam wiedzę, jak tego uniknąć. Więc może powinnaś zapytać o to Karla? Bo wydaje mi się, że to raczej on ma z tym problem - sugeruje mi.
- Nie mogę tego słuchać. Jak możesz coś takiego w ogóle mówić? Skoro nie chcesz wziąć odpowiedzialności za to dziecko, to zwyczajnie mi to powiedz. Postaram się zrozumieć i nie będę cię do niczego zmuszała. Ale nie próbuj się go wyprzeć na wszelkie możliwe sposoby, doskonale wiedząc, że jest twoje - mam dość tej bezsensownej rozmowy między nami, która do niczego dobrego nie prowadzi.
- Nie wiem, co mam ci w tej chwili odpowiedzieć. Inaczej sobie wyobrażałem, nasze wspólne życie. Muszę się nad tym poważnie zastanowić - mówiąc to, wyraźnie unika mojego wzroku. Utwierdzając mnie tym samym, że to tak naprawdę, koniec naszego związku i nas.







- Nie musisz się nad niczym zastanawiać. Doskonale wiem, że w życiu nie podejmiesz się stworzenia rodziny dla tego dziecka. Nie martw się, nie zniszczę twojego beztroskiego życia. Sama się zajmę naszym, a właściwie teraz już moim dzieckiem. Poradzę sobie bez twojej pomocy. Szkoda tylko, że uwierzyłam w twoje bez pokrycia obietnice i puste wyznania miłości. Gdybyś naprawdę mnie kochał, nie zareagowałbyś w taki sposób. Wiesz na czym polega związek? Na tym, że gdy pojawia się jakiś problem, to próbuje się go wspólnie rozwiązać i wspiera się wzajemnie. Nie ważne, jak jest to trudne. Dlatego też, najlepiej będzie jak zapomnimy o sobie i każde pójdzie w swoją stronę. W zaistniałych okolicznościach, nie mamy szans na wspólną przyszłość - staram się, aby mój głos nie drżał, gdy wypowiadam te trudne dla mnie słowa. Kochałam go, ale nie mogłam zaakceptować takiego zachowania. Teraz musiałam myśleć, przede wszystkim o tej maleńkiej i bezbronnej istotce, która się we mnie rozwijała.




Nie zważając na nic, ani nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź Markusa. Odchodzę od niego, chcąc jak najszybciej zostać sama. Stawiając każdy kolejny krok, oddalający mnie od niego. Wciąż posiadam w sobie, jakąś cząstkę nadziei, że za chwilę mnie zatrzyma i przeprosi. Równocześnie zapewniając, że jakoś sobie poradzimy i nie zostawi mnie z tym wszystkim samej.




Niestety tracę ją do reszty, gdy tylko wychodzę na zewnątrz. Ciemna i wyjątkowo chłodna, jak na tę porę roku noc. Oplata mnie swoimi mackami, jeszcze mocniej przygnębiając. Nie widziałam już szansy na dojście do porozumienia z Markusem. Byliśmy na to, zbyt mocno uparci i dumni. W dodatku on na pewno, nie będzie się kwapił do jakichkolwiek przeprosin i odpowiedzialnych deklaracji. Informacja o ciąży, wyraźnie go przerosła. 





Dopiero po odejściu kilkunastu metrów od hotelu, pozwalam sobie na gorzkie łzy rozczarowania.
Choć w głębi siebie, przeczuwałam taką reakcję Markusa. Niemal do końca łudziłam się, że zniesie lepiej wiadomość o ciąży, a nawet okaże minimum radości. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby dowiedział się tego ode mnie. Może gdybym wszystko mu na spokojnie wyjaśniła i wytłumaczyła.
To wszystko bolało jeszcze bardziej, ponieważ naprawdę marzyłam, że kiedyś uda nam się stworzyć prawdziwą rodziną i będziemy razem szczęśliwi. Nic jednak z tych rzeczy się nie wydarzy. Po dzisiejszym wieczorze, nie było na to najmniejszych szans. Moje życie od teraz, podporządkowane będzie wyłącznie zapewnieniu godnej przyszłości mojemu, jeszcze nienarodzonemu dziecku. Moje pragnienia będą musiały zejść na dalszy plan.




- Jedynie ty mi teraz pozostałeś. Zostaliśmy tylko we dwoje, ale nie martw się, jakoś sobie poradzimy. Nie pozwolę, zrobić ci krzywdy - gładzę się po brzuchu, uśmiechając smutno. Wypowiadając cicho te słowa. Dziecko to jedyne, co ocaleje z mojej i Markusa miłości. Będzie jednym namacalnym dowodem, że ona choć przez chwilę istniała. Chociaż teraz, nie byłam już taka pewna, czy to rzeczywiście z obydwu stron była miłość. Zamierzałam jednak, wychować je najlepiej, jak tylko będę potrafiła. Przelewając wszystkie pozytywne uczucia, jakie w sobie posiadałam, właśnie na nie.




Będąc kompletnie zrozpaczona i nie mająca pojęcia, co z sobą teraz zrobić. Pamiętając, że Caroline spędza wieczór z Karlem. Przestaję zupełnie kontrolować swoje łzy, spływające mi już niemal po całej twarzy. Ciężkie krople, uniemożliwiały prawidłowe widzenie, otaczającej mnie przestrzeni. Szłam przed siebie, bez większego celu. Przeklinając w myślach cały świat. Który znowu mi się wywrócił do góry nogami.
W tamtym momencie, mój mózg zupełnie się wyłączył. Przestał właściwe pracować i rejestrować wydarzenia, dziejące się w moim aktualnym otoczeniu.





Przez swoją nieostrożność, popełniam nieodwracalny w konsekwencjach błąd. Który zwyczajnie, musiał zakończyć się ogromną tragedią. Wychodzę na ulicę, zapominając o rozejrzeniu się i upewnieniu, że przejście na drugą stronę jest w pełni bezpieczne.
- Clara, uważaj - będąc na połowie jezdni, ocieram łzy z twarzy, słysząc pełen przerażenia krzyk Markusa. Dobiegający, gdzieś zza moich pleców. Nie miałam pojęcia, skąd się on tutaj wziął. Nie zdążam nawet, nad tym pomyśleć.





Chcę się odwrócić, ale swoje spojrzenie zatrzymuję na będącym po mojej lewej stronie odcinku ulicy.
Na początku nie wiem, co się właściwie dzieje. Ale światła reflektorów, zbliżającego się do mnie z ogromną prędkością pojazdu. W sekundę dogłębnie mi to uświadamiają. Doskonale już wiedząc, co się za chwilę stanie. Zamykam oczy, czekając na nieuniknione. Nie mając żadnej szansy na reakcję, czuję jak samochód, który pojawił się właściwie znikąd. Uderza we mnie z ogromną mocą. Najpierw do moich uszu, dobiega ogłuszający mnie huk. Następnie upadam bezwiednie, kilka dobrych metrów dalej od miejsca, w którym jeszcze przed kilkoma sekundami stałam. Wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie, choć ja mam wrażenie, jakby upłynęło miliony lat.




Resztkami świadomości, próbuję pokonać szok i walcząc z zamykającymi się nieustannie powiekami. Staram się ze wszystkich pozostałych mi sił, które z każdą chwilą, coraz szybciej mnie opuszczają, podnieść się i przynajmniej usiąść. Uniemożliwia mi to jednak, przeszywający całe moje ciało, praktycznie nie do zniesienia ból. Rozmazanym i coraz mniej wyraźnym wzrokiem, dostrzegam krew wypływającą z licznych otarć i zadrapań, pokrywających teraz większość mojego ciała. W zastraszającym tempie jej ilość na ulicy się zwiększa, wchłaniając się w asfalt. Byłam niemal pewna, że to nie powierzchowne rany są tego przyczyną. Było jej zwyczajnie za dużo. Tworząca się na ciemnym asfalcie spora, czerwona plama. Uświadamia mi, że jest ze mną dużo gorzej niż w przypuszczałam.
Niemal raptownie, każdy kolejny oddech. Przychodzi mi z ogromnym trudem. Muszę toczyć sama ze sobą, nierówną walkę o dostarczanie do płuc, niezbędnego mi tlenu.




Przez coraz większe, niedotlenienie mojego organizmu. Tracę właściwy osąd sytuacji i rozgrywających się, właściwie poza mną wydarzeń. Nie mam pojęcia, kto pochyla się nade mną. Nie docierają do mnie, rozmowy tych osób. Wszystko zlewa mi się w jedno. Teraźniejszość i wspomnienia z przeszłości, które przelatują mi przed oczami w formie migawek. Powoli odpływam w jakiś nieznany mi do tej pory niebyt, aż w końcu do reszty tracę świadomość. Ostatnim, co pamiętam jest przerażająca i zewsząd ogarniająca mnie ciemność i czyjaś cicha prośba, abym nie odchodziła i z nim została. Potem nie ma już nic, towarzyszy mi tylko przerażająca i upiorna cisza.


5 komentarzy:

  1. Przeczytałam.Wyszłam. I wróciłam. Nadal nie wiem co napisać :( Więc pewno mój komentarz nie będzie zbyt składny ;)
    Niezłe urodziny miała Clara :( Nie mam pojęcia od czego zacząć.
    Impreza super. Clara poznała mamę Markusa.Polubiły się .Wszystko poszło pięknie.
    I to chyba tyle tych miłych rzeczy.Mia znów musiała się wpieprzyć. Jezu co za wredna istota.Nie będę o niej więcej pisać.
    Markus, ja Cię tutaj do cholery lubiłam od samego początku. Wierzyłam w niego i ufałam,że się zmienił i nie zawiedzie.I co? Rozczarowałam się okrutnie. Wciąż nie wierzę w to jak się zachował. Jak skończony kretyn. Jak dupek.Największy cham. I nie , nie potrafię usprawiedliwić go tym ,że to przez to jak się dowiedział. To nie usprawiedliwia go nawet w najmniejszym stopniu. ;(
    Wszystko co powiedział. To dla mnie niepojęte.Przecież tak ją kochał. Zmienił się dla niej. Błagał , prosił. Nie dawał jej spokoju.Byleby tylko z nim była. A teraz co? Zwala odpowiedzialność za dziecko na Clarę, jakby w ogóle nie było w tym jego winy.Że niby jak w tą ciąże zaszła? Niepokalane poczęcie czy co? A sugerowanie tego ,że to nie jest jego dziecko. Że chce go w to wkręcić. I sugerowanie badań to już naprawdę szczyt chamstwa z jego strony.Żal. Jednym słowem żal. Moja sympatia do niego uleciała w tym rozdziale. I nie wiem czy jeszcze ją odzyska.
    Wypadek Clary. Co tu mam napisać. Pojechałaś po prostu. Wprawiając mnie w jeszcze większy szok. Mało prawdopodobne ,że maleństwo przeżyje ten wypadek. To raczej niemożliwe. Choć nie wiem, cuda się jednak zdarzają.Markus już pewno w tym momencie żałuje swoich słów. I niech żałuje .Niech obwinia się o wszystko.I błaga ją o wybaczenie. Ale na jej miejscu nie wiem czy byłoby możliwe wybaczenie tego co powiedział. Wszystkich tych raniących słów. Dlatego sama już teraz nie wiem czego chcę. CLara z Karlem to już definitywnie skończony rozdział. A Clara z Markusem? Tak naprawdę ich też już nie ma w tym momencie.I nie wiem czy chcę żeby byli. Mimo tego, że kibicowałam im od dawna. Nie mam pojęcia jak Ty to wszystko teraz poskładasz do kupy. Choć jestem pewna, że akurat Ty dasz radę. Błagam nie trzymaj nas długo w niepewności. I pisz szybko kolejny rozdział.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A miało być tak pięknie...
    Początek rozdziału zapowiadał się tak optymistycznie. Caroline po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą siostrą, która wspiera i troszczy się o Clarę ze wszystkich sił. Clara ucieszyła się z prezentów i mimo wewnętrznego strachu miała nadzieję, że wszystko ułoży się tak jak powinno, gdy Markus dowie się prawdy. Impreza urodzinowa mamy Markusa udana w stu procentach, jego mama od razu polubiła Clarę nie mając żadnych przeciwwskazań, co do ich związku, a później wszystko się posypało...
    Markus nie tak miał dowiedzieć się o tym, że zostanie tatą. Nie spodziewałam się, że Mia dołoży tutaj swoje trzy grosze, a jednak... Popsuła wszystko i zadowolona z siebie poszła, jak gdyby nigdy nic. Myślałam, że Markus inaczej zareaguje, okej może w pewnym stopniu rozumiem tę reakcję, bo nie dowiedział się od Clary, tylko od osoby trzeciej, ale na miłość Boską... Słowa, które powiedział Clarze były tak raniące... :( Nie powinien mówić czegoś takiego osobie, którą kocha. Bo kocha. Nie mógł przestać od tak. Ale ta jego późniejsza reakcja i słowa, nie zachował się tak, jak przystało. Clara miała absolutną rację, oboje powinni wziąć odpowiedzialność za dziecko, a nie urządzać jakieś fochy i pretensje. A później stała się tragedia... Obawiam się niestety najgorszego, ale mam głęboką nadzieję, że Clarze i dziecku nie stanie się nic poważnego, że wyjdą z tego... Nawet nie wyobrażam sobie, co w tej chwili musiał czuć Markus.
    Czekam z niecierpliwością na nowy ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zrobiłam to co Julka. Przeczytałam i wyszłam z nadzieją, że jak wrócę to historia potoczy się inaczej. To jest jakiś żart? Prima aprilis było dawno temu Camille...
    Wróciłam i w mojej głowie mam teraz jeden wielki słowo tok. Przede wszystkim MARKUS DLACZEGO TAK MNIE ZAWIODŁEŚ? Przedstawiłeś Clarę mamie, zapewniałeś o swoich wielkich uczuciach, a potem? Próbowałeś się wszystkiego wyprzeć, więc gdzie się podziała ta wielka miłość!?
    Nie rozważam nawet opcji, że było by inaczej gdyby ta debilka Mia się nie wtrąciła. Nie ma sensu myśleć, co by było gdyby. Trzeba ją ukamienować, za bycie dwulicową suką, która płacze jak ma problem, bo ostatnio mało w gacie nie narobiła, jak któryś z gości miał problem. Ohoho jak ona Clarze dziękowała za pomoc. Myślę sobie spoko teraz się ogarnie. A tu co? Jedno wielkie gówno! Wróciła jeszcze gorsza niż była!!!
    Clara tak się stresowała rozmową i całym dniem, który był bardzo napięty. Przecież to jej urodziny były, a ona myślała tylko wszystkim innym tylko nie o sobie. A ty Markus zjebałeś. Zjebałeś na maksa. Nie ma przeproś. Mam nadzieję, że jak wjedzie Karl to obije mu ryj. Już mi nawet nie będzie go szkoda. Nawet mnie nie obchodzi, że skoro wołał za Clarą, to może się ogarnął i pomyślał. Na myślenie za późno! Trzeba było myśleć i pocieszać dziewczynę jak zestresowana próbowała tłumaczyć...A ten tylko szukał rozwiązania jakby wymigać się od ddziecka. Serio? -.- Przecież to ją tak zraniło.
    Jak szła zapłakana i topiła się w łzach, to wykrzesała jeszcze promyki słońca dla dzieciaczka, który z nią został, bo ojciec się go wyparł. Tak słodziutko o niego mówiła, że przesyłałam jej pokłady energi i myślałam razem z nią 'Poradzimy sobie Clara. Będzie dobrze!', ale potem...
    Pomyślałam sobie jeszcze, że piiiip Markus teraz wbiegnie na ulicę i ją uratuje i to jego potrąci. Trudno przynajmniej odpokutowałby swoje winy, a tu też nic. Gdzie jest Bóg w tej chwili?! Potrąciło Clarę.
    Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Przecież ja mam ochotę płakać!!! Nie ma innego wyjścia musisz pisać rozdział tak szybko, że Ci się klawiatura zapali, no bo my tutaj padniemy z ciekawości.
    Czekam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wierzę, że to naprawdę się stało. Po prostu nie wierzę. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało się potoczyć. Naprawdę, nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle.
    Najpierw Caroline. Od samego rana przeczuła, że coś się stanie, ale Clara jej nie posłuchała. A mogła. Jak widać trzeba słuchać siostry, bo może od czasu do czasu mieć rację.
    Clara jak widać świetnie dogadywała się z rodziną Markusa i strasznie żałuję, że dalej wszystko musiało się potoczyć tak, jak się potoczyło. Mama Markusa na pewno cieszyłaby się z wnuka, pewnie pomogłaby synowi i jego partnerce, wszystko skończyło by się dobrze. Teraz jednak nic nie wiadomo.
    Zawiodłam się na Markusie. Rozumiem, że w tym momencie dziecko nie pasuje do jego wizji świata, ale kurczę trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. A on zamiast zachować się jak na faceta przystało, zaczął robić Clarze wyrzuty i jeszcze oskarżył ją, że kłamie i to dziecko Karla. W tym momencie przekroczył wszelkie granice. Mam nadzieję, że teraz dostanie po głowie od wszystkich, z swoją matką na czele. I oczywiście Karl, Caroline i Andreas też się do tego przyłożą. Szczególnie, gdy dowiedzą się, co się stało potem.
    No właśnie... Nie mam pojęcia, co myśleć o wypadku. Tak strasznie się boję jego konsekwencji, tego, że Clarze i dziecku stało się coś poważnego. A wszystko jest konsekwencją zachowania Markusa. Mam nadzieję, że jednak Clara wyjdzie z tego, a Markus będzie ją na kolanach przepraszać i błagać o wybaczenie. A ona na początku oczywiście odprawi go z kwitkiem.
    Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również po przeczytaniu musiałam wyjść i wrócić. Łudziłam się, że jednak po powrocie coś się zmieni albo okaże się, że tak naprawdę nie umiem czytać i zmr zrozumiałam. Niestety rozczarowałam się, ponieważ nic się nie zmieniło. Rozwiązanie sytuacji pozostało takie samo.
    Takiego obrotu sprawy nigdy w życiu bym nie podejrzewała. Wypadek? Biedna Clara... Mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało. Oby prędko z tego wyszła. Chociaż wypadek wydaje się dosyć poważny.
    Po takim wypadku nie ma opcji, żeby dziecko wyszło bez szwanku... Żeby w ogóle przeżyło. Wyczuwam tu poronienie. Może i jestem potworem, ale... Spodziewałam się, że dojdzie do poronienia i odrobinkę, odrobineczkę (bardzo) mnie to cieszy. Dziecko to mimo wszystko ogromna odpowiedzialność, na którą Clara nie była gotowa, ani przygotowana.
    A to wszystko przez Markusa... Gdyby nie jego reakcja i skandaliczne zachowaniu to najprawdopodobniej do wypadku wcale by nie doszło. Clara znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Była przygnębiona z powodu Markusa i nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. Chłopak powinien się wstydzić oraz przepraszać i błagać o wybaczenie. Oczywiście Clara nie powinna od razu mu wybaczać. Niech teraz on trochę pocierpi. Dupek jeden! Zawiodłam się na Tobie, Markus. A ja wierzyłam w Twoją przemianę i miłość do dziewczyny... Te zarzuty, które kierował w stronę ukochanej, były poniżej pasa. Niewybaczalne. Coś czuję, że znajdzie się kilka osób, które z chęcią urwą mu jaja.
    Jejku, strasznie mnie ciekawi, co będzie dalej. Wstawiaj next jak najszybciej! Ładnie proszę...😄 Dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń