W
sobotni poranek, kiedy powoli szykuję się do wyjścia do pracy. Nie
potrafię, pozbyć się dziwnego niepokoju, który towarzyszy mi od
kiedy tylko, otworzyłam dziś oczy. Byłam pewna, że to efekt
strachu. Miałam przecież przekazać wieczorem Markusowi, wiadomość
nie dającą mi spokoju od kilku dni. Próbowałam powiedzieć mu
wcześniej o ciąży, ale najpierw nie miałam okazji, a gdy ona się
nadarzyła, to wtedy zwyczajnie stchórzyłam. Nadal się bałam, ale
nie mogłam pozostawiać go dłużej w niepewności i niewiedzy,
dlatego też postanowiłam, że bez względu na wszystko, pozna dziś
całą prawdę. Zrobi z nią, co zechce, ale przynajmniej ja, będę
miała nareszcie czyste sumienie.
Wchodząc do
kuchni, spotykam w niej Caroline. Która w pośpiechu, stara się
przygotować dla nas śniadanie. Nie miałam pojęcia, jak odwdzięczę
się jej za wszystko, co dla mnie zrobiła w ostatnim czasie. Była
nieoceniona i niezastąpiona. Zawsze służyła radą i pomocą,
niemal w każdym moim problemie.
- Clara,
wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Przede wszystkim, życzę
ci szczęścia i zdrowia. Mam też nadzieję, że spełnią się
wszystkie twoje marzenia - przytula mnie do siebie przyjaźnie.
Zapraszając do stołu. Sama na chwilę, gdzieś znikając. Nalewając
sobie świeżego soku do szklanki, czekam na jej powrót.
Minutę
później, wraca ze sporej wielkości, ozdobną torbą prezentową.
Wypakowaną, niemal po brzegi upominkami. W życiu nie spodziewałabym
się, aż tylu nowych rzeczy. Od zawsze, uwielbiałam dostawać
prezenty. Ciesząc się z nich, jak dziecko.
- To dla ciebie.
Takie drobiazgi od kilku osób. Między innymi ode mnie, naszej mamy,
czy Karla. Z chęcią sami by ci je wręczyli. Ale wiesz, że mamie
wypadł niespodziewanie, pilny wyjazd służbowy. A Karl obiecał
wpaść do ciebie jutro, wiedząc że dzisiaj niestety pracujesz -
Caroline wręcza mi ozdobną torebkę z zadowoleniem. Nie potrafię
ukryć szerokiego uśmiechu radości, słysząc te słowa. Cieszyłam
się, że Karl nie zaczął mnie unikać po naszym rozstaniu i mimo
wszystko, stara się być dla mnie przyjacielem. Dokładnie takim
samym, jak na początku naszej znajomości. Zanim zostaliśmy parą. To było dla mnie ogromnie ważne. Potrzebowałam jego wsparcia,
zwłaszcza teraz. On od zawsze, potrafił doradzić mi niemal w
każdej kwestii.
- Dziękuję za wszystko. Jestem ogromną
szczęściarą, że mam obok siebie, takie osoby jak wy - wiedziałam,
że mam kilka osób, na które zawsze mogę liczyć. Które bez
najmniejszego zawahania, pomogą mi w każdej sprawie. To dawało mi
ogromne poczucie komfortu.
- Daj spokój, nie robimy w końcu
nic specjalnego. Jestem pewna, że zrobiłabyś dla nas dokładnie to
samo, będąc na naszym miejscu - Caroline zupełnie nie uważa, że
w jej zachowaniu jest coś wyjątkowego. O lepszej siostrze, nie
mogłam nawet marzyć.
Po wspólnie zjedzonym
śniadaniu, zbieram swoje rzeczy do torebki w pośpiechu. Nie chcąc
się po protu spóźnić. Musiałam dopilnować, czy aby na pewno
wszystko jest gotowe na dzisiejsze przyjęcie urodzinowe, które
starałam się zorganizować z niezwykłą dokładnością i
starannością. Chciałam, żeby wszystko było idealne i mama
Markusa była zadowolona. To było dla mnie niezwykle ważne i
zamierzałam zrobić wszystko, aby osiągnąć ten cel.
-
Już idziesz? Przecież jest, jeszcze wczesny ranek, a przyjęcie
jest zaplanowane na późne popołudnie. Znowu będziesz cały dzień
na nogach. Obiecałaś, że będziesz mniej pracować i po raz
kolejny, robisz coś zupełnie odwrotnego - Caroline jest zdziwiona i
wyraźnie lekko niezadowolona z takiego obrotu sprawy.
-
Przysięgam, że to już ostatni raz. Wiesz, że akurat to przyjęcie
jest dla mnie podwójnie ważne. Obiecuję, że w poniedziałek pójdę
na rozmowę z właścicielem hotelu i przyznam się do tego, że
jestem w ciąży. Prosząc, abym nie dostawała obowiązków ponad
normę. Może zrozumie i mnie nie zwolni - zapewniam ją. Sama
doskonale wiedząc, że czas najwyższy, zdecydowanie zwolnić tempo.
Nie mogłam dłużej narażać dziecka, zachowując się kompletnie
nieodpowiedzialnie.
- Niech ci będzie. Ale mimo wszystko,
uważaj na siebie. Mam dziś jakieś złe przeczucia i po prostu
martwię się o ciebie. Najlepiej by było, jakbyś w ogóle została
dziś w domu. Choć wiem, że to niemożliwe. Powiesz mi
przynajmniej, o której mniej więcej wrócisz? - kręcę przecząco
głową. Sama tego nie wiedząc.
- Nie czekaj na mnie. Wieczorem
muszę, jeszcze powiedzieć Markusowi o dziecku. Najwyższy czas na
to. A ty masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? - zastanawiam
się.
- Karl zaprosił mnie na kolację, ale nie wiem, czy
powinnam iść. Może lepiej poczekam na ciebie? Nie wiadomo w końcu,
jak Markus przyjmie wiadomość o ciąży. Możesz potrzebować
wsparcia - po raz kolejny, jest w stanie przełożyć moje dobro nad
swoje.
- Mowy nie ma. Masz pójść z Karlem i mną się nie
przejmować. Poradzę sobie, nie jestem dzieckiem. Nie ważne, jak
potoczy się ta rozmowa, która mnie czeka - nie mogłam jej
pozwolić, aby znowu wszystko dla mnie rzucała. Miała w końcu,
także swoje życie.
- Jesteś pewna? - próbuje się, jeszcze
upewnić.
- Jestem. Bawcie się dobrze i przestańcie o mnie
zamartwiać. Muszę już iść, do zobaczenia - żegnam się z nią i
opuszczam mieszkanie.
Po dotarciu do hotelu,
przez kolejne kilka godzin. Sprawdzam dokładnie wszystkie szczegóły.
Czy zastawa jest odpowiednio ułożona na każdym stoliku, czy żaden
obrus nie ma przypadkiem, choćby najmniejszej plamki. Układam
bukiety w wazonach, które nie zostały wcześniej ułożone.
Następnie pośpieszam szefa kuchni, aby szybciej dokończył
dekorowanie tortu, narażając się na jego pełne dezaprobaty
spojrzenie. Jemu nigdy się nie śpieszyło, czym od zawsze wywoływał
u mnie zdenerwowanie.
Wpadłam w dobrze mi znany wir pracy,
zapominając o wszystkim poza nią. W takich momentach, skupiałam
się wyłącznie na jak najlepszym, wykonaniu swojego
zadania.
Chwilę przerwy, robię sobie dopiero
w momencie, gdy niespodziewanie pojawia się przy mnie Markus.
Zdecydowanie wcześniej niż było to zaplanowane.
- Co ty tutaj
robisz? Jeszcze nie wszystko jest gotowe - zaczynam wpadać w panikę.
Martwiąc się, że zwyczajnie nie zdążymy.
- Clara, uspokój
się. I przestań poprawiać ułożenie tych sztućców. Stoję tu od
pięciu minut i przełożyłaś je chyba ze trzy razy. Zapewniam cię,
że są idealnie położone. Jestem wcześniej, bo byłem pewien, że
będziesz tutaj od samego rana. Chcąc wszystkich poprawiać i
próbując zrobić wszystko po swojemu. Jak widać się nie
pomyliłem. Zapewne wszyscy dookoła, mają już po prostu dość.
Dlatego idziemy na świeże powietrze, a oni doskonale zajmą się
swoimi obowiązkami. To nie jest ich pierwsza taka uroczystość.
Mają w tym świetną wprawę - bierze mnie za rękę i praktycznie
zmusza do wyjścia na zewnątrz.
- Powinnam
wrócić i wszystkiego dopilnować. Taka jest w końcu moja praca.
Nie mogę zostawić tego, tak po prostu bez kontroli - upieram się,
gdy prowadzi mnie w tylko sobie znane miejsce.
- Nic się nie
stanie. Zdecydowanie przesadzasz. Przecież tu nie pojawi się
królowa Anglii. Tylko moja mama, trochę rodziny i jej znajomi.
Wszystko jest świetnie przygotowane, lepiej po prostu być nie
mogło. Więc przestań się niepotrzebnie spinać, bo ja jestem
zachwycony wystrojem i wszystkim innym - gdy chcę już mu
odpowiedzieć. Zwyczajnie mi nie pozwala, zamykając usta gwałtownym
pocałunkiem. Który odnosi oczekiwany skutek. W sekundę zapominam o
wszystkich ważnych przed chwilą sprawach, skupiając się wyłącznie
na tym, co dzieje się tu i teraz.
Kiedy
przyjęcie trwa w najlepsze, przyglądam się wszystkiemu z boku.
Dumna ze swoich współpracowników i siebie, że udało się nam
doprowadzić to do szczęśliwego końca. Uwielbiałam ten moment,
gdy mogłam podziwiać końcowy efekt naszej wspólnej, czasami
wielotygodniowej i męczącej pracy.
Powoli
kieruję swoje kroki do wyjścia. Z zamiarem udania się w inną
część hotelu, gdy nieoczekiwanie ktoś łapie mnie za rękę i
przyciąga do siebie.
- Nie myśl sobie, że tak po prostu
niezauważona sobie stąd wyjdziesz. Ktoś bardzo chce cię poznać -
Markus prowadzi mnie w stronę stolika, przy którym znajdują się
jego rodzice. Momentalnie ogarnia mnie ponownie, ogromne
zdenerwowanie. Na protesty, jest już jednak za późno. Na dodatek,
zostawia mnie samą z jego mamą. Odchodząc gdzieś ze swoim ojcem.
Który uprzednio, grzecznie i uprzejmie się ze mną przywitał.
-
Clara, prawda? Bardzo mi miło, w końcu cię poznać. Nie wiem
nawet, jak mam ci dziękować za całą tą pracę i trud, jaki
włożyłaś w organizację tego wszystkiego. Jest wspaniale - posyła
w moją stronę szczery uśmiech, po chwili obejmując przyjaźnie.
-
Cieszę się, że się pani podoba. Poza tym, naprawdę nie ma za co
dziękować. To tylko moja praca - odpowiadam jej skromnie. Nie
widząc nic nadzwyczajnego w tym, co zrobiłam.
- Ale bycie z
moim synem i sprawienie, że zmienił się nie do poznania. Na pewno
nie należy do twoich obowiązków. Nie złość się na niego, że
mi powiedział. Nie miał zwyczajnie wyjścia, niemal od razu
zorientowałam się, że łączy was dużo więcej niż zwykła
znajomość. Znam swojego syna, jak nikt inny i od razu zauważyłam,
że ogromnie dużo dla niego znaczysz. Mam nadzieję, że będziecie
razem szczęśliwi. Powoli traciłam już nadzieję, że Markus się
ustatkuje, a tu taka niespodzianka- kompletnie zaskakuje mnie
wypowiedzianymi przez siebie słowami. Nie spodziewałam się, że
tak szybko poprze nasz związek i będzie nam, aż tak przychylna.
Bardzo się z tego cieszyłam.
- Także mam taką nadzieję.
Mimo, że przed nami, wciąż długa droga - rozmawiamy ze sobą,
jeszcze przez jakiś czas. Naprawdę świetnie się dogadując.
Jakbyśmy znały się od dawna, a nie kilkunastu minut.
W
końcu opuszczam salę, pełną gości. Jednych pogrążonych w
cichych rozmowach, innych zajętych zabawą. Wiedząc, że nie mogę
do nich dołączyć. Mimo kilkakrotnych nalegań ze strony Markusa,
czy jego rodziców. Byłam w końcu w pracy i musiałam do końca,
zachowywać się profesjonalnie.
Próbuję
nadrobić kilka zaległych spraw, podczas oczekiwania na Markusa. Od
zawsze, gdy tylko jakiekolwiek przyjęcia odbywające się hotelu,
rozpoczynały się na dobre. Moja praca dobiegała końca i mogłam z
czystym sumieniem pójść do domu. Od tego momentu moje obowiązki,
przejmował kierownik sali restauracji i to on miał dbać o to, aby
żadnemu z gości niczego nie zabrakło. Tym razem obiecałam jednak,
że poczekam na swojego chłopaka i razem udamy się do niego. Z
zamiarem uczczenia moich urodzin. Wciąż ciężko mi było
przyzwyczaić się do tego, że naprawdę jesteśmy razem. To nadal,
wydawało się kompletnie dla mnie nierealne.
Niestety,
wcale nie cieszyłam się przesadnie na ten wieczór, nie mając
pojęcia jak on się zakończy. Miałam w końcu zamiar, wyznać mu
prawdę odnośnie tego, że spodziewam się naszego, nieplanowanego
dziecka. Nie mogłam tego dłużej przed nim ukrywać i odciągać w
czasie tej rozmowy. Wystarczająco już i tak to przeciągałam. Za
niedługi czas, nareszcie dowiem się na czym stoję. Rozwieją się
wszystkie moje wątpliwości, a przede wszystkim przestanę tworzyć
w głowie, tysiące możliwych scenariuszy. Wiedziałam, że ten
wieczór albo zakończy się pozytywnie i odetchnę z ulgą, ciesząc
się szczęśliwym życiem u boku Markusa, albo totalną katastrofą
i złamanym sercem.
- Możemy już iść -
niecałą godzinę później. Mój ukochany i jeden z największych
powodów do szczęścia, pojawia się w drzwiach gabinetu. Z pełnym
zadowolenia uśmiechem.
- Tak szybko? Nie uważasz, że
powinieneś zostać dłużej. To w końcu urodziny twojej mamy,
powinieneś być ze swoją rodziną - przypominam mu przytomnie.
-
Ale równocześnie też twoje. Których na pewno nie powinnaś,
dłużej spędzać w pracy. Mama w pełni poparła moją decyzję.
Ona ma z kim je świętować i moje towarzystwo, nie jest jej już
dłużej do niczego potrzebne. W przeciwieństwie do ciebie. Dlatego
idziemy - podchodzi do mnie i bierze za rękę. Wstając z
zajmowanego przez siebie miejsca, wpadam w jego ramiona ze
śmiechem.
- Dobrze, zgoda. Ale później musimy ze sobą
porozmawiać, mam ci coś ważnego do powiedzenia - staram się
ostudzić jego entuzjazm, który udziela się powoli, także mnie.
Choć miałam świadomość, że nie powinien.
- Co to takiego?
O czym będziemy rozmawiać? - zastanawia się, patrząc na mnie
uważnie.
- To nie jest odpowiednie miejsce na tę rozmowę -
odpowiadam tylko, po czym całuję go krótko. Następnie łącze ze
sobą nasze dłonie i udajemy się w stronę głównego
korytarza.
Gdy dzieli nas, tylko kilka
metrów od wyjścia. Praktycznie znikąd, pojawia się przed nami Mia
z udającym życzliwość uśmiechem. Zaniepokojona tym faktem,
ściskam mocniej dłoń Markusa. Nie miałam pojęcia, co ona
kombinuje i czego mogę się po niej spodziewać. Byłam pewna, że
za chwilę zaszczyci nas jakimś wrednym komentarzem, ale tego co
zrobiła. Za nic bym nie przewidziała.
-
Widzę, że już oficjalnie jesteście razem. Karl poszedł
ostatecznie w odstawkę? Ale w końcu nic dziwnego, skoro za
niedługo, czeka was tak ogromne wyzwanie, jak wychowanie dziecka. To
musi być dla was trudne, tak z dnia na dzień przyjąć do
wiadomości, że wasze życie kompletnie się zmieni. Ale mimo
wszystko, szczerze wam gratuluję. Dziecko to w końcu ogromne
szczęście - zamieram, wpatrując się w Mię z niedowierzaniem.
Nadal nie wierząc, że prawda o mojej ciąży, wyszła właśnie od
niej. To był chyba najgorszy z możliwych sposobów na przekazanie
tej wiadomości, osobie stającej obok mnie.
- O czym ty mówisz?
- Markus pyta ją zupełnie zdezorientowany. Patrząc to na mnie, to
na nią. Coraz mocniej się niecierpliwiąc, gdy Mia przez dłuższy
czas milczy.
- Nic nie wiedziałeś? Ups, chyba zepsułam ci
niechcący niespodziankę. Chętnie bym dłużej z wami porozmawiała,
ale moja praca na dziś dobiegła końca i śpieszę się do domu. Do
zobaczenia w poniedziałek - ostatnie słowa kieruje do mnie, po czym
z uśmiechem triumfu opuszcza budynek. Wyraźnie zadowolona z takiego
obrotu sprawy. Jednym głupim zdaniem, zniszczyła całe moje plany i
dostarczyła nie lada kłopotu.
Byłam przerażona
tym, że Markus dowiedział się o dziecku w taki właśnie sposób.
Od osoby trzeciej, zamiast ode mnie. Mogłam powiedzieć mu
wcześniej, ale wolałam zwlekać. Przez co się doigrałam. To była
cena, jaką musiałam zapłacić za swoje tchórzostwo.
-
Clara, czy ona mówiła prawdę? Proszę, powiedz że to tylko, jakiś
kiepski żart. Ty nie możesz być w ciąży - patrzy na mnie z
szokiem wymalowanym na twarzy. Dodatkowo mam wrażenie, że wyczuwam
wyrzut w jego głosie.
- Niestety, ale mówiła prawdę. Jestem
w ciąży. To o tym chciałam z tobą dzisiaj porozmawiać. Ale Mia
mnie ubiegła. To ósmy tydzień, za około siedem miesięcy, urodzi
się nasze dziecko - mówię cichym głosem, unikając jego wzroku.
Bałam się jego reakcji na usłyszane słowa.
- Przecież to
jakiś absurd. Dziecko? Teraz? Niby w jaki sposób mam się wami
zająć, skoro przez tyle dni w roku, jestem poza domem? Ty za to
dostałaś awans i zapewne nie będziesz chciała zrezygnować z
pracy. Kto więc się nim zajmie? Orszak niań, wybacz ale jakoś
tego nie widzę. Wiesz doskonale, że to jest fatalny dla nas czas na
wychowywanie dzieci. My nawet ze sobą, właściwie nie zaczęliśmy
być. Jak to w ogóle możliwe, przecież zawsze uważaliśmy -
Markus wyrywa swoją dłoń, która przez cały czas, była spleciona
z moją. Patrzy na mnie z jawnym podejrzeniem. Jest wyraźnie
zdenerwowany i niezadowolony z wiadomości, jaką usłyszał. Mogłam
się spodziewać po nim takiej reakcji.
- Jesteś pewien, że
zawsze? - spoglądam na niego pewnym spojrzeniem. Doskonale
pamiętając ten jeden, jedyny raz. Kiedy kompletnie się
zapomnieliśmy, myśląc że nic się nie stanie.
- Dobrze, może
raz się zdarzyło. Ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że
mieliśmy aż tak dużego pecha. Przecież to jest wprost
niewiarygodne. Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? Bo widzę, że
dowiaduję się ostatni. Wiedzą już wszyscy dookoła - z każdą
kolejną sekundą, czułam że nasza rozmowa, zmierza w bardzo złym
kierunku.
- Mylisz się. Praktycznie, jeszcze nikt o tym nie
wie. Oprócz Caroline i Karla. Za to Mia dowiedziała się zupełnym
przypadkiem. W życiu bym jej o tym, sama nie powiedziała - próbuję
się tłumaczyć, ale na nic się to nie zdaje.
-
Oczywiście, że Karl wie. Jakże by inaczej. Przecież on zawsze,
będzie znajdował się u ciebie na pierwszym miejscu. Z każdym
problemem, najpierw pójdziesz do niego. Bo to jemu, wciąż bardziej
ufasz. Mimo, że się rozstaliście. Może to nawet jego dziecko,
skąd mam niby wiedzieć? Nigdy nie będę miał stuprocentowej
pewności, chyba że zrobiłbym badania, gdy już się urodzi - tymi
słowami, wywołuje u mnie dużą złość i ogromne cierpienie. Nie
spodziewałam się, że będzie w stanie powiedzieć coś tak
okrutnego.
- Naprawdę myślisz, że mogłabym wmówić ci, że
jesteś ojcem nie swojego dziecka? W życiu bym czegoś takiego nie
zrobiła. Myślałam, że mnie znasz. Dla mnie to też był duży
szok, gdy się dowiedziałam. Ale stało się, czasu nie cofnę -
bronię się, przed jego oskarżeniami.
- Mam uwierzyć ci tak
na słowo? Wybacz, ale chyba nie potrafię. Nie jestem, aż tak
naiwny jak Karl. On może by uwierzył, ale ja nie. Przecież w
obecnej sytuacji, żadnemu z was nie byłoby na rękę wspólne
dziecko. Właśnie się rozstaliście, więc wspólne wychowywanie
byłoby bardzo utrudnione - jest nieprzejednany i nadal brnie uparcie
w swoją urojoną teorię, raniąc mnie coraz bardziej.
-
Właśnie dlatego, nie chciałam ci powiedzieć o ciąży. Byłam
pewna, że zareagujesz w taki sposób. W końcu świetnie znam, twój
stosunek do posiadania dzieci. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną
osobą, jaką znam - powoli tracę swoje opanowanie i przestaję
zważać na słowa.
- To chyba nie jest dziwne dla ciebie, że
nie skaczę z radości. Clara, cholernie wszystko skomplikowałaś -
tym razem do reszty, wyprowadza mnie z równowagi.
- Ja? A ty
nie brałeś w tym udziału? Nie wiesz, skąd się biorą dzieci? Mam
cię uświadomić? - pytam z ironią.
- Doskonale, wiem. Tak
samo posiadam wiedzę, jak tego uniknąć. Więc może powinnaś
zapytać o to Karla? Bo wydaje mi się, że to raczej on ma z tym
problem - sugeruje mi.
- Nie mogę tego słuchać. Jak możesz
coś takiego w ogóle mówić? Skoro nie chcesz wziąć
odpowiedzialności za to dziecko, to zwyczajnie mi to powiedz.
Postaram się zrozumieć i nie będę cię do niczego zmuszała. Ale
nie próbuj się go wyprzeć na wszelkie możliwe sposoby, doskonale
wiedząc, że jest twoje - mam dość tej bezsensownej rozmowy między
nami, która do niczego dobrego nie prowadzi.
- Nie wiem, co mam
ci w tej chwili odpowiedzieć. Inaczej sobie wyobrażałem, nasze
wspólne życie. Muszę się nad tym poważnie zastanowić - mówiąc
to, wyraźnie unika mojego wzroku. Utwierdzając mnie tym samym, że
to tak naprawdę, koniec naszego związku i nas.
-
Nie musisz się nad niczym zastanawiać. Doskonale wiem, że w życiu
nie podejmiesz się stworzenia rodziny dla tego dziecka. Nie martw
się, nie zniszczę twojego beztroskiego życia. Sama się zajmę
naszym, a właściwie teraz już moim dzieckiem. Poradzę sobie bez
twojej pomocy. Szkoda tylko, że uwierzyłam w twoje bez pokrycia
obietnice i puste wyznania miłości. Gdybyś naprawdę mnie kochał,
nie zareagowałbyś
w taki sposób. Wiesz na czym polega związek? Na tym, że gdy
pojawia się jakiś problem, to próbuje się go wspólnie rozwiązać
i wspiera się wzajemnie. Nie ważne, jak jest to trudne. Dlatego
też, najlepiej będzie jak zapomnimy o sobie i każde pójdzie w
swoją stronę. W zaistniałych okolicznościach, nie mamy szans na
wspólną przyszłość - staram się, aby mój głos nie drżał,
gdy wypowiadam te trudne dla mnie słowa. Kochałam go, ale nie
mogłam zaakceptować takiego zachowania. Teraz musiałam myśleć,
przede wszystkim o tej maleńkiej i bezbronnej istotce, która się
we mnie rozwijała.
Nie zważając na nic, ani nie
czekając na jakąkolwiek odpowiedź Markusa. Odchodzę od niego,
chcąc jak najszybciej zostać sama. Stawiając każdy kolejny krok,
oddalający mnie od niego. Wciąż posiadam w sobie, jakąś cząstkę
nadziei, że za chwilę mnie zatrzyma i przeprosi. Równocześnie
zapewniając, że jakoś sobie poradzimy i nie zostawi mnie z tym
wszystkim samej.
Niestety tracę ją do reszty, gdy
tylko wychodzę na zewnątrz. Ciemna i wyjątkowo chłodna, jak na tę
porę roku noc. Oplata mnie swoimi mackami, jeszcze mocniej
przygnębiając. Nie widziałam już szansy na dojście do
porozumienia z Markusem. Byliśmy na to, zbyt mocno uparci i dumni. W
dodatku on na pewno, nie będzie się kwapił do jakichkolwiek
przeprosin i
odpowiedzialnych deklaracji. Informacja o ciąży, wyraźnie go
przerosła.
Dopiero
po odejściu kilkunastu metrów od hotelu, pozwalam sobie na gorzkie
łzy rozczarowania.
Choć w głębi siebie, przeczuwałam taką
reakcję Markusa. Niemal do końca łudziłam się, że zniesie
lepiej wiadomość o ciąży, a nawet okaże minimum radości. Być
może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby dowiedział się tego
ode mnie. Może gdybym wszystko mu na spokojnie wyjaśniła i
wytłumaczyła.
To wszystko bolało jeszcze bardziej, ponieważ
naprawdę marzyłam, że kiedyś uda nam się stworzyć prawdziwą
rodziną i będziemy razem szczęśliwi. Nic jednak z tych rzeczy się
nie wydarzy. Po dzisiejszym wieczorze, nie było na to najmniejszych
szans. Moje życie od teraz, podporządkowane będzie wyłącznie
zapewnieniu godnej przyszłości mojemu, jeszcze nienarodzonemu
dziecku. Moje pragnienia będą musiały zejść na dalszy plan.
-
Jedynie ty mi teraz pozostałeś. Zostaliśmy tylko we dwoje, ale nie
martw się, jakoś sobie poradzimy. Nie pozwolę, zrobić ci krzywdy
- gładzę się po brzuchu, uśmiechając smutno. Wypowiadając cicho
te słowa. Dziecko to jedyne, co ocaleje z mojej i Markusa miłości.
Będzie jednym namacalnym dowodem, że ona choć przez chwilę
istniała. Chociaż teraz, nie byłam już taka pewna, czy to
rzeczywiście z obydwu stron była miłość. Zamierzałam jednak,
wychować je najlepiej, jak tylko będę potrafiła. Przelewając
wszystkie pozytywne uczucia, jakie w sobie posiadałam, właśnie na
nie.
Będąc kompletnie zrozpaczona i nie mająca
pojęcia, co z sobą teraz zrobić. Pamiętając, że Caroline spędza
wieczór z Karlem. Przestaję zupełnie kontrolować swoje łzy,
spływające mi już
niemal po całej twarzy. Ciężkie krople, uniemożliwiały
prawidłowe widzenie, otaczającej mnie przestrzeni. Szłam przed
siebie, bez większego celu. Przeklinając w myślach cały świat.
Który znowu mi się wywrócił do góry nogami.
W tamtym
momencie, mój mózg zupełnie się wyłączył. Przestał właściwe
pracować i rejestrować wydarzenia, dziejące się w moim aktualnym
otoczeniu.
Przez swoją nieostrożność,
popełniam nieodwracalny w konsekwencjach błąd. Który zwyczajnie,
musiał zakończyć się ogromną tragedią. Wychodzę na ulicę,
zapominając o rozejrzeniu się i upewnieniu, że przejście na drugą
stronę jest w pełni bezpieczne.
- Clara, uważaj - będąc na
połowie jezdni, ocieram łzy z twarzy, słysząc pełen przerażenia
krzyk Markusa. Dobiegający, gdzieś zza moich pleców. Nie miałam
pojęcia, skąd się on tutaj
wziął. Nie zdążam nawet, nad tym pomyśleć.
Chcę
się odwrócić, ale swoje spojrzenie zatrzymuję na będącym po
mojej lewej stronie odcinku ulicy.
Na początku nie wiem, co się
właściwie dzieje. Ale światła reflektorów, zbliżającego się
do mnie z ogromną prędkością pojazdu. W sekundę dogłębnie mi
to uświadamiają. Doskonale już wiedząc, co się za chwilę
stanie. Zamykam oczy, czekając na nieuniknione. Nie mając żadnej
szansy na reakcję, czuję jak samochód, który pojawił się
właściwie znikąd. Uderza we mnie z ogromną mocą. Najpierw do
moich uszu, dobiega ogłuszający mnie huk. Następnie upadam
bezwiednie, kilka dobrych metrów dalej od miejsca, w którym jeszcze
przed kilkoma sekundami stałam. Wszystko dzieje się w błyskawicznym
tempie, choć ja mam wrażenie, jakby upłynęło miliony
lat.
Resztkami świadomości, próbuję pokonać
szok i walcząc z zamykającymi się nieustannie powiekami. Staram
się ze wszystkich pozostałych mi sił, które z każdą chwilą,
coraz szybciej mnie opuszczają, podnieść się i przynajmniej
usiąść. Uniemożliwia mi to jednak, przeszywający całe moje
ciało, praktycznie nie do zniesienia ból. Rozmazanym i coraz mniej
wyraźnym wzrokiem, dostrzegam krew wypływającą
z licznych otarć i zadrapań, pokrywających teraz większość
mojego ciała. W zastraszającym tempie jej ilość na ulicy się
zwiększa, wchłaniając się w asfalt. Byłam niemal pewna, że to
nie powierzchowne rany są tego przyczyną. Było jej zwyczajnie
za dużo. Tworząca się na ciemnym asfalcie spora, czerwona plama.
Uświadamia mi, że jest ze mną dużo gorzej niż w
przypuszczałam.
Niemal raptownie, każdy kolejny oddech.
Przychodzi mi z ogromnym trudem. Muszę toczyć sama ze sobą,
nierówną walkę o dostarczanie do płuc, niezbędnego mi
tlenu.
Przez coraz większe, niedotlenienie
mojego organizmu. Tracę właściwy osąd sytuacji i rozgrywających
się, właściwie poza mną wydarzeń. Nie mam pojęcia, kto pochyla
się nade mną. Nie docierają do mnie, rozmowy tych osób. Wszystko
zlewa mi się w jedno. Teraźniejszość i wspomnienia z przeszłości,
które przelatują mi przed oczami w formie migawek. Powoli odpływam
w jakiś nieznany mi do tej pory niebyt, aż w końcu do reszty tracę
świadomość. Ostatnim, co pamiętam jest przerażająca i zewsząd
ogarniająca mnie ciemność i czyjaś cicha prośba, abym nie
odchodziła i z nim została. Potem nie ma już nic, towarzyszy mi
tylko przerażająca
i
upiorna cisza.
Przeczytałam.Wyszłam. I wróciłam. Nadal nie wiem co napisać :( Więc pewno mój komentarz nie będzie zbyt składny ;)
OdpowiedzUsuńNiezłe urodziny miała Clara :( Nie mam pojęcia od czego zacząć.
Impreza super. Clara poznała mamę Markusa.Polubiły się .Wszystko poszło pięknie.
I to chyba tyle tych miłych rzeczy.Mia znów musiała się wpieprzyć. Jezu co za wredna istota.Nie będę o niej więcej pisać.
Markus, ja Cię tutaj do cholery lubiłam od samego początku. Wierzyłam w niego i ufałam,że się zmienił i nie zawiedzie.I co? Rozczarowałam się okrutnie. Wciąż nie wierzę w to jak się zachował. Jak skończony kretyn. Jak dupek.Największy cham. I nie , nie potrafię usprawiedliwić go tym ,że to przez to jak się dowiedział. To nie usprawiedliwia go nawet w najmniejszym stopniu. ;(
Wszystko co powiedział. To dla mnie niepojęte.Przecież tak ją kochał. Zmienił się dla niej. Błagał , prosił. Nie dawał jej spokoju.Byleby tylko z nim była. A teraz co? Zwala odpowiedzialność za dziecko na Clarę, jakby w ogóle nie było w tym jego winy.Że niby jak w tą ciąże zaszła? Niepokalane poczęcie czy co? A sugerowanie tego ,że to nie jest jego dziecko. Że chce go w to wkręcić. I sugerowanie badań to już naprawdę szczyt chamstwa z jego strony.Żal. Jednym słowem żal. Moja sympatia do niego uleciała w tym rozdziale. I nie wiem czy jeszcze ją odzyska.
Wypadek Clary. Co tu mam napisać. Pojechałaś po prostu. Wprawiając mnie w jeszcze większy szok. Mało prawdopodobne ,że maleństwo przeżyje ten wypadek. To raczej niemożliwe. Choć nie wiem, cuda się jednak zdarzają.Markus już pewno w tym momencie żałuje swoich słów. I niech żałuje .Niech obwinia się o wszystko.I błaga ją o wybaczenie. Ale na jej miejscu nie wiem czy byłoby możliwe wybaczenie tego co powiedział. Wszystkich tych raniących słów. Dlatego sama już teraz nie wiem czego chcę. CLara z Karlem to już definitywnie skończony rozdział. A Clara z Markusem? Tak naprawdę ich też już nie ma w tym momencie.I nie wiem czy chcę żeby byli. Mimo tego, że kibicowałam im od dawna. Nie mam pojęcia jak Ty to wszystko teraz poskładasz do kupy. Choć jestem pewna, że akurat Ty dasz radę. Błagam nie trzymaj nas długo w niepewności. I pisz szybko kolejny rozdział.Pozdrawiam :)
A miało być tak pięknie...
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału zapowiadał się tak optymistycznie. Caroline po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą siostrą, która wspiera i troszczy się o Clarę ze wszystkich sił. Clara ucieszyła się z prezentów i mimo wewnętrznego strachu miała nadzieję, że wszystko ułoży się tak jak powinno, gdy Markus dowie się prawdy. Impreza urodzinowa mamy Markusa udana w stu procentach, jego mama od razu polubiła Clarę nie mając żadnych przeciwwskazań, co do ich związku, a później wszystko się posypało...
Markus nie tak miał dowiedzieć się o tym, że zostanie tatą. Nie spodziewałam się, że Mia dołoży tutaj swoje trzy grosze, a jednak... Popsuła wszystko i zadowolona z siebie poszła, jak gdyby nigdy nic. Myślałam, że Markus inaczej zareaguje, okej może w pewnym stopniu rozumiem tę reakcję, bo nie dowiedział się od Clary, tylko od osoby trzeciej, ale na miłość Boską... Słowa, które powiedział Clarze były tak raniące... :( Nie powinien mówić czegoś takiego osobie, którą kocha. Bo kocha. Nie mógł przestać od tak. Ale ta jego późniejsza reakcja i słowa, nie zachował się tak, jak przystało. Clara miała absolutną rację, oboje powinni wziąć odpowiedzialność za dziecko, a nie urządzać jakieś fochy i pretensje. A później stała się tragedia... Obawiam się niestety najgorszego, ale mam głęboką nadzieję, że Clarze i dziecku nie stanie się nic poważnego, że wyjdą z tego... Nawet nie wyobrażam sobie, co w tej chwili musiał czuć Markus.
Czekam z niecierpliwością na nowy ;)
Pozdrawiam ;*
Zrobiłam to co Julka. Przeczytałam i wyszłam z nadzieją, że jak wrócę to historia potoczy się inaczej. To jest jakiś żart? Prima aprilis było dawno temu Camille...
OdpowiedzUsuńWróciłam i w mojej głowie mam teraz jeden wielki słowo tok. Przede wszystkim MARKUS DLACZEGO TAK MNIE ZAWIODŁEŚ? Przedstawiłeś Clarę mamie, zapewniałeś o swoich wielkich uczuciach, a potem? Próbowałeś się wszystkiego wyprzeć, więc gdzie się podziała ta wielka miłość!?
Nie rozważam nawet opcji, że było by inaczej gdyby ta debilka Mia się nie wtrąciła. Nie ma sensu myśleć, co by było gdyby. Trzeba ją ukamienować, za bycie dwulicową suką, która płacze jak ma problem, bo ostatnio mało w gacie nie narobiła, jak któryś z gości miał problem. Ohoho jak ona Clarze dziękowała za pomoc. Myślę sobie spoko teraz się ogarnie. A tu co? Jedno wielkie gówno! Wróciła jeszcze gorsza niż była!!!
Clara tak się stresowała rozmową i całym dniem, który był bardzo napięty. Przecież to jej urodziny były, a ona myślała tylko wszystkim innym tylko nie o sobie. A ty Markus zjebałeś. Zjebałeś na maksa. Nie ma przeproś. Mam nadzieję, że jak wjedzie Karl to obije mu ryj. Już mi nawet nie będzie go szkoda. Nawet mnie nie obchodzi, że skoro wołał za Clarą, to może się ogarnął i pomyślał. Na myślenie za późno! Trzeba było myśleć i pocieszać dziewczynę jak zestresowana próbowała tłumaczyć...A ten tylko szukał rozwiązania jakby wymigać się od ddziecka. Serio? -.- Przecież to ją tak zraniło.
Jak szła zapłakana i topiła się w łzach, to wykrzesała jeszcze promyki słońca dla dzieciaczka, który z nią został, bo ojciec się go wyparł. Tak słodziutko o niego mówiła, że przesyłałam jej pokłady energi i myślałam razem z nią 'Poradzimy sobie Clara. Będzie dobrze!', ale potem...
Pomyślałam sobie jeszcze, że piiiip Markus teraz wbiegnie na ulicę i ją uratuje i to jego potrąci. Trudno przynajmniej odpokutowałby swoje winy, a tu też nic. Gdzie jest Bóg w tej chwili?! Potrąciło Clarę.
Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Przecież ja mam ochotę płakać!!! Nie ma innego wyjścia musisz pisać rozdział tak szybko, że Ci się klawiatura zapali, no bo my tutaj padniemy z ciekawości.
Czekam,
N
Nie wierzę, że to naprawdę się stało. Po prostu nie wierzę. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało się potoczyć. Naprawdę, nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle.
OdpowiedzUsuńNajpierw Caroline. Od samego rana przeczuła, że coś się stanie, ale Clara jej nie posłuchała. A mogła. Jak widać trzeba słuchać siostry, bo może od czasu do czasu mieć rację.
Clara jak widać świetnie dogadywała się z rodziną Markusa i strasznie żałuję, że dalej wszystko musiało się potoczyć tak, jak się potoczyło. Mama Markusa na pewno cieszyłaby się z wnuka, pewnie pomogłaby synowi i jego partnerce, wszystko skończyło by się dobrze. Teraz jednak nic nie wiadomo.
Zawiodłam się na Markusie. Rozumiem, że w tym momencie dziecko nie pasuje do jego wizji świata, ale kurczę trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny. A on zamiast zachować się jak na faceta przystało, zaczął robić Clarze wyrzuty i jeszcze oskarżył ją, że kłamie i to dziecko Karla. W tym momencie przekroczył wszelkie granice. Mam nadzieję, że teraz dostanie po głowie od wszystkich, z swoją matką na czele. I oczywiście Karl, Caroline i Andreas też się do tego przyłożą. Szczególnie, gdy dowiedzą się, co się stało potem.
No właśnie... Nie mam pojęcia, co myśleć o wypadku. Tak strasznie się boję jego konsekwencji, tego, że Clarze i dziecku stało się coś poważnego. A wszystko jest konsekwencją zachowania Markusa. Mam nadzieję, że jednak Clara wyjdzie z tego, a Markus będzie ją na kolanach przepraszać i błagać o wybaczenie. A ona na początku oczywiście odprawi go z kwitkiem.
Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Ja również po przeczytaniu musiałam wyjść i wrócić. Łudziłam się, że jednak po powrocie coś się zmieni albo okaże się, że tak naprawdę nie umiem czytać i zmr zrozumiałam. Niestety rozczarowałam się, ponieważ nic się nie zmieniło. Rozwiązanie sytuacji pozostało takie samo.
OdpowiedzUsuńTakiego obrotu sprawy nigdy w życiu bym nie podejrzewała. Wypadek? Biedna Clara... Mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stało. Oby prędko z tego wyszła. Chociaż wypadek wydaje się dosyć poważny.
Po takim wypadku nie ma opcji, żeby dziecko wyszło bez szwanku... Żeby w ogóle przeżyło. Wyczuwam tu poronienie. Może i jestem potworem, ale... Spodziewałam się, że dojdzie do poronienia i odrobinkę, odrobineczkę (bardzo) mnie to cieszy. Dziecko to mimo wszystko ogromna odpowiedzialność, na którą Clara nie była gotowa, ani przygotowana.
A to wszystko przez Markusa... Gdyby nie jego reakcja i skandaliczne zachowaniu to najprawdopodobniej do wypadku wcale by nie doszło. Clara znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Była przygnębiona z powodu Markusa i nie zwracała uwagi na swoje otoczenie. Chłopak powinien się wstydzić oraz przepraszać i błagać o wybaczenie. Oczywiście Clara nie powinna od razu mu wybaczać. Niech teraz on trochę pocierpi. Dupek jeden! Zawiodłam się na Tobie, Markus. A ja wierzyłam w Twoją przemianę i miłość do dziewczyny... Te zarzuty, które kierował w stronę ukochanej, były poniżej pasa. Niewybaczalne. Coś czuję, że znajdzie się kilka osób, które z chęcią urwą mu jaja.
Jejku, strasznie mnie ciekawi, co będzie dalej. Wstawiaj next jak najszybciej! Ładnie proszę...😄 Dużo weny! ;*