Od
dłuższej już chwili, próbuję otworzyć oczy, ale ostre i rażące
światło, skutecznie mi to uniemożliwia. Kiedy wzrok przyzwyczaja
się nareszcie do jasności. Rozglądam się niepewnie po wnętrzu.
Wyjątkowo sterylnej, nie za dużej szpitalnej sali. Próbując
przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle się tutaj znalazłam oraz, co
było tego przyczyną. Jednakże silny ból głowy i większej części
mojego ciała, nie pozwala mi się skupić na myśleniu. W głębi
siebie, czuję jednak, że stało się coś bardzo złego. Coś, co
będzie miało, bardzo przykre konsekwencje.
Białe
ściany i kilka mebli w tym samym kolorze. Rozstawione w różnych
częściach pomieszczenia. Nadawało mu, wyjątkowo nijaki i dość
ponury, jak dla mnie wystrój. Przebywanie w tym miejscu, źle
wpływało na moje i tak fatalne samopoczucie.
Spoglądam
w bok, gdzie stoi puste łóżko. Przykryte jedynie białą pościelą.
A następnie na okno, przez które przebijają się ciepłe promienie
słońca. Staram się wydedukować, jaki może być dzień tygodnia.
Ale na nic się to nie zdaje. Nie mam bladego pojęcia, ile byłam
nieprzytomna. W dodatku byłam tutaj, całkiem sama. Nie było
nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na moje niecierpiące zwłoki
pytania. Co dodatkowo wprowadzało mnie w jeszcze większy niepokój.
Jestem kompletnie zdezorientowana. Spoglądam na swoją prawą rękę,
na której znajdują się liczne szwy i welfron,
który prowadzi do kroplówki stojącej przy łóżku. Byłam
przerażona wyglądem swojego przedramienia, które niemal w całości
ucierpiało. Z pewnością zostaną na nim okropne blizny. Nawet nie
chciałam teraz o tym myśleć.
Lewa
za to jest unieruchomiona, a ból z nadgarstka promieniuje, aż do
ramienia. Czułam się okropnie, jak jeszcze nigdy przedtem.
Odsuwam delikatnie na bok kołdrę, którą byłam
przykryta. Nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Dostrzegam
pokaźną ilość opatrunków i bandaży oraz przypiętych kabli od
aparatur monitorujących życie.
Próbując
się nieznacznie, podciągnąć wyżej na łóżku, czuję olbrzymi
ból w klatce piersiowej. Dlatego też, natychmiast zaprzestaję
próby, jakiegokolwiek poruszania. Byłam okropnie obolała i
zupełnie bezsilna. Wpatruję się bez większego celu w sufit, a
wspomnienia powoli do mnie powracają. Zaczynam sobie przypominać,
wydarzenia feralnego dnia. Wszystko układa się w jedną, spójną
całość. Wraca do mnie rozmowa z Mią, jej wyjawienie mojego
sekretu, kłótnia z Markusem, jego okrutne i niesprawiedliwe słowa.
Które do tej pory, bolą tak samo, a na końcu najgorsze. Potrącenie
przez samochód. Na nowo odtwarzam to traumatyczne zdarzenie.
Starając się przypomnieć sobie, jak najwięcej szczegółów. Co
wcale nie było łatwe. Wszystko związane z wypadkiem, było
przykryte gęstą mgłą. Jakby mój mózg, próbował wyrzucić z
siebie to wydarzenie.
Z przerażeniem spoglądam na
swój brzuch, nie mając pojęcia co z dzieckiem. Które z dnia na
dzień, stało się dla mnie najważniejsze. Nie wiedziałam nawet,
czy ono w ogóle, jeszcze istnieje. Łzy mimowolnie cisną mi się do
oczu, kiedy przez myśl przebiega mi najgorsze. Ja po prostu, nie
mogłam go stracić. Nie teraz, gdy bezgranicznie je pokochałam i
zaczęłam wyczekiwać jego przyjścia na świat. To nie mogło się
tak skończyć. Chciałam je urodzić, patrzeć na to, jak się
rozwija, rośnie. Być obecna w każdym najważniejszym momencie jego
życia. Sprawdzić się w roli matki i zapewnić swojemu dziecku,
wszystko co najlepsze.
Po niedługim czasie,
spędzonym na rozmyślaniu nad moim życiem.
Drzwi
od sali się otwierają. Do środka wchodzi, ubrany w biały kitel
mężczyzna w średnim wieku. Przypatrujący mi się z ledwie
zauważalnym uśmiechem. Domyślam się, że to lekarz.
-
Witamy z powrotem wśród nas, pani Claro. Dobrze, że się pani w
końcu obudziła. Jak się czujemy? - pyta, podchodząc do mnie.
Przeglądając przy okazji moją kartę i coś w niej zapisując.
-
Bywało lepiej. Ale to dla mnie teraz nieważne. Proszę mi
powiedzieć, co z moim dzieckiem? Błagam, niech pan mi powie, że
wszystko z nim w porządku - mój głos jest zachrypnięty, brzmi
zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Jakby nie należał do mnie.
-
To będzie trudne, co teraz powiem. Bardzo mi przykro. Robiliśmy
wszystko, co w naszej mocy. Ale nie udało się go uratować -
mężczyzna patrzy na mnie z jawnym współczuciem. Gdy dociera do
mnie sens jego słów, zaczynam głośno płakać. Nie potrafiąc
pogodzić się z otrzymaną wiadomością. Nie chciałam jej dopuścić
do swojej świadomości.
- To nie może być prawda. Dlaczego
to musiało spotykać właśnie je? Przecież ono, nie było niczemu
winne. To wszystko moja wina, to przeze mnie jego już nie ma -
wpadam w histerię, nie potrafiąc się uspokoić. Cierpienie po tej
stracie, było za silne.
Nie zważałam już na nic. Nie
obchodziło mnie, że ledwo mogę oddychać, przez olbrzymi ból
górnej partii ciała, wywołany płaczem.
- Bardzo
proszę o spokój. Wiem, że to trudne, ale nadal jest pani w ciężkim
stanie. Znajdowała się pani, kilka razy na granicy życia i
śmierci. Musieliśmy nawet, podjąć próbę reanimacji. Operacja
mająca na celu, zatrzymanie krwotoku wewnętrznego. Trwała kilka,
bardzo długich godzin. Powoli traciliśmy nawet nadzieję, że uda
się panią uratować. Na szczęście opanowaliśmy sytuację i
ustabilizowaliśmy stan organizmu. Spotkała panią olbrzymia
tragedia, ale na rozpacz przyjdzie jeszcze czas. Teraz musi pani,
przede wszystkim odzyskać w pełni sprawność i zdrowie. Złamane
żebra, będą potrzebowały trochę czasu. Tak samo, jak zwichnięta
kostka i nadgarstek. Nie może się pani teraz, pogrążyć w
rozpaczy i poddać.
To
i tak, nic nie zmieni. Proszę mi zaufać. Mam poprosić
pielęgniarkę, aby przyniosła coś na uspokojenie? Albo szpitalnego
psychologa, aby przyszedł na rozmowę? Jego pomoc może być bardzo
przydatna - kręcę przecząco głową. Nie chciałam ani spać, ani
być otumaniona przez niepotrzebne leki. Tym bardziej, nie miałam
ochoty rozmawiać z kimś zupełnie obcym o moich odczuciach, czy
emocjach. Sama musiałam poradzić sobie z tym, co się stało. Wciąż
nie docierało do mnie, że znajdowałam się krok od śmierci.
Miałam wrażenie, że to tylko jakiś zły sen, z którego za chwilę
się obudzę.
-
Czy w szpitalu jest ktoś z moich bliskich? - gdy uspokajam się na
tyle, że mogę znowu mówić. Pytam lekarza, chcąc zobaczyć kogoś
znajomego. Potrzebowałam czyjeś obecności w tym trudnym dla mnie
czasie.
- Oczywiście, że tak. Są i to w całkiem pokaźnej
ilości. Od trzech dni, okupują korytarz przed tą salą. Nie
ruszając się stąd, praktycznie na krok. Zawsze ktoś był tutaj
obecny, ani przez chwilę nie była pani sama. Aktualnie jest ich
przynajmniej szóstka, a proszę mi wierzyć. Chwilami było ich
znacznie więcej - patrzę na lekarza z jawnym szokiem. Nie mając
pojęcia, skąd mogło się wziąć tyle osób. Czyżby, aż tak wielu znajomych, przejęło się moim stanem?
- Mógłby pan kogoś
poprosić? - proszę, chcąc zobaczyć nareszcie jakąś znajomą
twarz. Nie ważne, kogo. Byle był to ktoś, komu ufam i dobrze znam.
- Za chwilę to zrobię. Muszę ich tylko uświadomić, że
nie wejdą tutaj wszyscy na raz. Co będzie pewnie, trudnym
zadaniem. Do pani bliskich, nic nie dociera. Wszyscy są wyjątkowo
uparci i notorycznie łamali regulamin tego miejsca - mam wrażenie,
że personel szpitala nie mógł się doczekać, aż się wybudzę.
Nieustannie zmagając się z osobami, oczekującymi na polepszenie
mojego stanu.
Lekarz opuszcza salę, a ja staram
się do reszty nie załamać stratą dziecka, aby dodatkowo nie
martwić swoich bliskich. Wystarczająco dużo stresu, zapewniłam im
w ostatnich dniach. Wieść o moim wypadku i późniejszej walce
lekarzy o moje życie, musiały był dla nich olbrzymie trudne do
przyjęcia. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musieli czuć. Za
nic, nie chciałabym znaleźć się na ich miejscu.
Sprawną
ręką, ocieram delikatnie łzy z twarzy. Aby żaden z moich bliskich
ich nie dostrzegł. Na policzku natrafiając na kolejny opatrunek.
Dochodzi do mnie świadomość, że ten wypadek musiał być bardzo
poważny i to właściwie cud, że żyję. Nie potrafiłam się
jednak z tego zbytnio cieszyć, ponieważ dziecko nie miało tyle
szczęścia, co ja.
Kiedy drzwi ponownie się
otwierają, wpatruję się w dwójkę, bardzo dobrze znanych mi osób.
Jestem jednak, zszokowana obecnością jednej z nich. Kompletnie nie
wiedziałam, co on tutaj robi.
- Clara, tak się o ciebie
bałam. Myśl, że mogłabym cię stracić, była nie do zniesienia -
mama podchodzi do mnie z płaczem i chwyta moją dłoń w swoją.
Ściska ją mocno, jakby się bała, że wciąż może mnie stracić.
Gładzi mnie delikatnie po włosach i przypatruje z niezwykłą
uwagą.
- Nie płacz, jestem tutaj i nigdzie się w najbliższym
czasie nie wybieram. Wszystko się jakoś poukłada. Nie denerwuj się
już - posyłam w jej stronę, coś na kształt uśmiechu. Starając
się ją uspokoić. Moja rodzicielka była w nie najlepszym stanie.
Jakby przez ostatnie trzy dni, postarzała się o kilka dobrych lat.
Nigdy nie widziałam jej w takim wydaniu. W rozstrzepanych włosach i
pogniecionym ubraniu. Mój wypadek, bardzo źle na nią wpłynął.
Następnie wpatruję się w osobę, nadal stojącą
przy drzwiach. Na mężczyznę, który wygląda zupełnie inaczej niż
go zapamiętałam. Ma bardzo niepewną minę, wyraźnie nie wie, co
powiedzieć i zapewne boi się, że za chwilę wyrzucę go z sali.
Przełamuje jednak swój strach i podchodzi bliżej. Stając w
niewielkiej odległości od mojego łóżka.
-
Córeczko, nie wiem nawet od czego powinienem zacząć. Przepraszam
cię, że tak łatwo odpuściłem i zaakceptowałem, zerwanie naszego
kontaktu. Nie powinien był ustąpić i walczyć o naszą relację.
Mogłem się nie poddawać i próbować dojść z tobą do
porozumienia. Tak długo, aż byś mi wybaczyła, że od was
odszedłem. Tak jak zrobiła to Caroline. Przeze mnie, straciliśmy
tyle, długich lat. Dopiero w obliczu tej tragedii to zrozumiałem.
Kiedy mogłem już nigdy więcej cię nie zobaczyć. Ale teraz zrobię
wszystko, aby to naprawić. Clara, chcę być obecny w twoim życiu.
Proszę cię, pozwól mi na to - widzę autentyczne łzy w jego
oczach. Powoli zaczynam rozumieć, że popełniłam ogromny błąd,
zrywając z nim wszelkie kontakty. Rozwód nie wpłynął przecież
na jego uczucia do mnie. Nadal byłam jego córką.
Szkoda
tylko, że zrozumienie tego, zajęło mi tyle lat.
- To
przede wszystkim moja wina. Gniew doszczętnie odebrał mi rozum w
tej kwestii, a potem nie potrafiłam już, przyznać się do błędu.
Przepraszam, że tak okrutnie cię traktowałam. Najwyższy czas
chyba to naprawić, tato - po raz pierwszy od kilkunastu lat,
wypowiadam w jego kierunku to słowo. Wtedy przestaje, panować nad
emocjami. Podchodzi do mnie i po prostu zaczyna płakać, a ja razem
z nim. Mieliśmy wiele do nadrobienia. Gdy tylko stąd wyjdę,
zamierzałam zebrać się na odwagę i poznać jego nową rodzinę.
Tata
zdając sobie sprawę, że nie może mnie przytulić, tak samo jak
mama przed chwilą. Ściska delikatnie moją dłoń. Natychmiast
odwzajemniam ten gest.
- Nie macie nawet pojęcia,
ile czasu czekałam. Abyście się pogodzili. Wiem, że wasze zerwane
relacje, to też po części moja wina. Gdybym po rozwodzie
zachowywała się inaczej i zauważyła, że ja także się do niego
przyczyniłam. Może wszystko, inaczej by się wtedy potoczyło - do
naszej rozmowy, dołącza mama. Która od kilku dobrych minut,
bacznie się jej przysłuchiwała.
- Przestańmy się wszyscy
obwiniać. Czasu nie cofniemy. Lepiej skupmy się na teraźniejszości
i przyszłości - odpowiada jej tata. Byłam zaskoczona, że potrafią
ze sobą normalnie rozmawiać. Widocznie mój wypadek, zmienił
bardzo wiele i przyczynił się do czegoś dobrego,przynajmniej w
tej kwestii.
Rozmawiam z rodzicami, jeszcze przez
jakiś czas. Pytają mnie między innymi o to, jak radzę sobie ze
świadomością poronienia, o którym powiedział im lekarz.
Gdy
widzą, że to dla mnie, bardzo bolesny temat. Starają się mnie
wspierać i obiecują, że zawsze mi pomogą. Jestem im wdzięczna,
że nie dopytują ani o rozstanie z Karlem, ani o ojca mojego
dziecka. Nie wiedziałam, czy zwyczajnie o wszystkim już wiedzą,
czy nie chcą na mnie naciskać. Czekając na dogodniejszy moment na
taką rozmowę.
- Pójdziemy już. Inni też chcą się z tobą
zobaczyć. Wpadniemy jutro z samego rana - w pełni popieram ich
pomysł, widząc że mama jest na skraju wyczerpania. Powinna, jak
najszybciej odpocząć i porządnie się wyspać.
Moi
rodzice żegnają się ze mną, mijając w wejściu z Caroline,
Karlem i Andreasem. Którzy niemal od razu, podchodzą do mojego
łóżka. Z wielką ulgą, rysującą się na ich twarzach. Widok
mojego przyjaciela jest czymś, co ponownie mnie dzisiaj zaskakuje.
Zapewne rzucił wszystko, gdy tylko się dowiedział i dołączył do
reszty w oczekiwaniu na jakieś wieści.
- Dzięki
Bogu. Clara, nie masz nawet pojęcia, co czułam, gdy dowiedziałam
się o tym potrąceniu. W dodatku lekarze, początkowo nie dawali ci
wielu szans na przeżycie. Myślałam, że zwariuję. Ja nie mogłam
cię stracić - Caroline zaczyna szlochać, wtulając się w Karla.
-
Nie stracisz mnie. Będziesz się musiała, jeszcze trochę ze mną
pomęczyć. Mój czas tutaj się nie skończył - odpowiadam jej, a
ona kompletnie się zapomina i mnie przytula. Wywołując spory
ból.
- O Boże, przepraszam. Zapomniałam, że nie powinnam -
dostrzegając mój grymas na twarzy, przypomina sobie o moich
połamanych żebrach.
- Nic się nie stało. Ale wstrzymajmy się
na razie z takimi gestami. A wy przestańcie mieć takie grobowe miny
i nie patrzcie tak na mnie - zwracam się do Karla i Andreasa, którzy
milczą, bacznie mnie obserwując.
- Narobiłaś nam
wszystkim, ogromnego strachu. Dobrze, że jesteś już z nami.
Wspólnie sobie ze wszystkim poradzimy i we wszystkim ci pomożemy.
Pamiętaj, że nie jesteś sama - słyszę zapewnienia Karla.
-
Dokładnie, niczym się nie przejmuj, wszystkim się zajmiemy. Ty
masz się skupić, wyłącznie nad powrotem do zdrowia i to, jak
najszybciej. Nikt w końcu lepiej nie wspiera nas na zawodach niż
ty. Dlatego musisz być już niedługo w pełni sprawna - dodaje
Andreas. Niemal od razu, wywołując u mnie uśmiech. Od zawsze
zarażał mnie swoim optymizmem i potrafił poprawić humor, jednym
zdaniem.
Jego słowa, oczyszczają atmosferę. Po
chwili cała trójka, przysuwa sobie krzesła obok mojego łóżka.
Rozmawiamy ze sobą ponad godzinę, o wszystkim i o niczym. Wyraźnie
unikając tematu mojej ciąży i związku z Markusem. Żadne z
obecnych ze mną osób, nie wspomina o nim nawet słowem. Jakby w
ogóle nie istniał. W pewien sposób, byłam im wdzięczna. Nie
byłam przekona, czy byłabym w stanie o nim rozmawiać. Jego
ostatnie zachowanie, wciąż było dla mnie, nie do przyjęcia. Nasza
rozmowa już kilka razy odkąd się obudziłam, przebiegła mi przez
głowę. Utwierdzając mnie tylko w przekonaniu, że nie łatwo mi
będzie o niej zapomnieć i pogodzić się z tym, jak się potoczyła.
- Pójdziemy już. Powinnaś odpocząć, wpadniemy
później - gdy czuję, że opadam z sił. A zmęczenie, samo zamyka
mi powieki. Karl jako pierwszy to zauważa.
- Dobrze. Wy także
odpocznijcie. Słyszałam, że nie odstępowaliście mnie,
praktycznie na krok. Ku zgrozie lekarzy i pielęgniarek. Podobno
jesteście niereformowalni. Do zobaczenia - żegnam się z nimi.
Patrząc, jak Andreas i Karl opuszczają salę. Jedynie Caroline
zostaje na swoim miejscu, bacznie się mi przypatrując.
-
Clara, jest jeszcze ktoś. Kto pewnie, bardzo chciałby się z tobą
zobaczyć. Jestem na niego cholernie wściekła, zresztą jak chyba
każdy. Po tym, jak opowiedział nam, co się wydarzyło na kilka
minut przed tym wypadkiem. Zachował się skandalicznie i kompletnie
nieodpowiedzialnie. Ale on jest załamany. Przeżył to chyba,
najbardziej z nas wszystkich. W końcu był, naocznym świadkiem tego
koszmaru. Obwinia się o wszystko i nie ruszył się stąd, od kiedy
tylko cię przewieźli po operacji do tej sali. Odchodził od zmysłów, gdy lekarze nie byli w stanie odpowiedzieć, czy z tego wyjdziesz i kazali nam czekać. Nie będę na ciebie
nalegała, ale może powinnaś z nim porozmawiać? - czeka na moją
decyzję, nie mając zamiaru robić niczego wbrew mojemu
postanowieniu. Biję się z własnymi myślami. Nie mając pojęcia,
co będzie dla mnie lepsze.
- Poproś go tutaj - mówię w
końcu, po dłuższej chwili milczenia. Nie mogłam się chować i
uciekać od tego w nieskończoność. Czas było między nami,
ostatecznie wszystko wyjaśnić.
- Dobrze, jak chcesz. Pojadę
na chwilę do domu, najpóźniej za półtorej godziny będę z
powrotem. Trzymaj się - Caroline wychodzi. Przygotowuję się
psychicznie na spotkanie z Markusem. Nie potrafiłam przewidzieć,
swojej reakcji na jego widok. Nie byłam nawet pewna, czy będę
potrafiła normalnie z nim rozmawiać.
Gdy
tylko pojawia się w zasięgu mojego wzroku, zalewa mnie masa
przeciwstawnych uczuć. Złość za to, jak przyjął wiadomość o
dziecku. Strach o naszą dalszą przyszłość. Przygnębienie z
powodu niewiedzy, co się z nami stanie. Ale pod tym wszystkim, była
także moja miłość do niego i troska, gdy zauważam w jak złym
jest stanie. Tylko, że tym razem, mogło to nie wystarczyć. Nie
wiedziałam, czy moje uczucie wystarczy, abym była w stanie mu
wybaczyć.
Podchodzi do mnie bez słowa, zajmując
to samo miejsce, co Caroline. Patrzy na mnie z milczeniem, nie
potrafiąc niczego powiedzieć.
- Co ci się stało? - odzywam
się pierwsza, dostrzegając sporej wielkości, fioletowy siniak pod
jego prawym okiem.
- To nic takiego. Karlowi puściły nerwy,
gdy usłyszał tuż przed rozpoczęciem operacji od lekarzy, że twój
stan jest krytyczny. Wpadł niemal w szał i zaczął o wszystko mnie
obwiniać. Miał rację, w pełni mi się należało. Bo to przeze
mnie tu jesteś, a nasze dziecko nie będzie miało szansy się
urodzić - widzę, że słowa przechodzą przez jego usta z trudem.
Ale nie potrafię mu współczuć. Nie obwiniałam go o swój
wypadek. To był nieszczęśliwy zbieg okoliczności, który mógł
się wydarzyć niezależnie od tego, jak potoczyłaby się nasza
rozmowa. Ale to, że na wszelkie sposoby, próbował wykluczyć
możliwość, że zostanie ojcem. Było dla mnie nie do
zapomnienia.
- Nasze? Z tego, co pamiętam to się go wyparłeś.
Od samego początku, nikt go nie chciał na tym świecie. Aż w końcu
bezpowrotnie zniknęło. Problem sam się rozwiązał. Możesz się
cieszyć - czuję, jak kilka łez, spływa po moich policzkach.
-
Zachowałem się, jak skończony kretyn i idiota. Jak prostak i
bezuczuciowy drań.
Nie
wiem, co we mnie wstąpiło. Otrzeźwienie przyszło dopiero w
momencie, gdy wyszłaś. Zrozumiałem wtedy, co najlepszego zrobiłem.
Dotarło do mnie, że naprawdę będziemy mieli razem dziecko.
Wybiegłem za tobą, aby spróbować to naprawić. Chciałem cię
przeprosić i zapewnić, że się wami zajmę. Ale nie zdążyłem.
Zabrakło mi kilka, cholernych sekund. Które zniszczyły wszystko.
Gdybym zdążył i cię zatrzymał, zanim weszłaś na tą przeklętą
ulicę. Wszystko byłoby teraz inaczej. Gdy zobaczyłem, jak ulatuje
z ciebie życie. Myślałem, że sam tam umrę. Przepraszam cię za
wszystko. Do końca życia sobie nie wybaczę, tego co się stało.
Clara, błagam cię. Wybacz mi, wszystkie te słowa, które ode mnie
usłyszałaś. Kocham cię i nie wyobrażam sobie bez ciebie życia.
Spróbujmy ten ostatni raz - łączy ze sobą nasze dłonie. Ale ja
swoją, natychmiast wyrywam. Zwyczajnie nie potrafiłam, zapomnieć
od tak o tym, co się między nami wydarzyło.
- Nie wiem, czy
będę w stanie ci wybaczyć. Jeszcze nikt tak mnie zranił, jak ty
wtedy. Na pewno to nie stanie się od razu, a teraz jest to właściwie
niemożliwe. Muszę najpierw dojść do siebie, pogodzić się z
olbrzymią stratą i uporządkować swoje życie. Przykro mi - widzę,
jak moje słowa. Do reszty pozbawiają go nadziei. Nie mogłam
jednak, nic na to poradzić.
- Więc, co będzie z nami? To
koniec? - patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
- Nie wiem.
Ale chyba najlepiej będzie, jak się jednak rozstaniemy. Obydwoje
musimy się zastanowić, czego tak naprawdę chcemy. Mamy zupełnie
inne spojrzenie na związek i to, jak on powinien wyglądać. Poglądy
na życie też mamy całkiem różne. To się chyba nie uda.
Przynajmniej nie teraz. Każdy większy, wspólny problem nas
przerasta - nie było mi łatwo tego mówić, ale w obecnym stanie.
To była najlepsza decyzja. Nie mogłam wrócić do niego, bo
niepewność, że taka sytuacja może się znowu powtórzyć,
nieustannie by mnie prześladowała.
- Proszę, daj mi ostatnią
szansę. Przysięgam, że nigdy więcej cię nie zawiodę. Potrzebuję
cię. Jesteś dla mnie najważniejsza. Kochamy się i wierzę, że
możemy być, jeszcze szczęśliwi. Błagam, nie przekreślaj nas
ostatecznie - Markus nie ustępuje i nie potrafi pogodzić się z
moją decyzją.
- Czasami sama miłość nie wystarczy.
Próbowaliśmy, ale nam nie wyszło. Czas się z tym pogodzić. Od
początku, zbyt mocno się od siebie różniliśmy. A moja ciąża,
obnażyła doszczętnie te różnice. Przykro mi. A teraz proszę,
idź już. Chciałabym pójść spać, jestem zmęczona - nie wiem
już, który raz walczę ze swoimi łzami. Świadomość naszego
rozstania bolała, ale czułam, że to była najlepsza z możliwych
decyzji. Innej zwyczajnie, nie mogłam podjąć.
- Nigdy się z
tym nie zgodzę. Nie odpuszczę i będę się starał, odbudować
twoje zaufanie i naprawić to, co zniszczyłem. Nie poddam się, tak
łatwo. Bo wiem, że ty też nadal mnie kochasz. A to daje mi,
jeszcze jakąś nadzieję. Mogę cię przynajmniej tutaj odwiedzać?
- pyta, zanim wychodzi. Przypominam sobie, że kiedyś słyszałam
podobne słowa od niego, odnośnie naszej wspólnej przyszłości.
Ale tym razem, nie dawałam większej wiary w ich prawdziwość i
możliwość spełnienia. Zbyt wiele złego się wydarzyło.
-
Jeśli chcesz. Ale może łatwiej nam będzie, gdy jednak nie
będziemy się widywać – bałam się, że jeśli będę go
codziennie widywać. Jeszcze trudniej będzie mi się pogodzić z
naszym rozstaniem.
Gdy
zostaję sama, przełykam łzy bezsilności i niemocy. W życiu bym
się nie spodziewała, że to wszystko przybierze taki obrót i
zakończy się smutkiem i olbrzymim rozczarowaniem. Mieliśmy być w
końcu razem szczęśliwi. Ale los, znowu sobie ze mnie zakpił.
Kochałam
kogoś z kim nie potrafiłam być. Tęskniłam za nim, równocześnie
nie chcąc go widzieć. Nasza sytuacja była bez wyjścia. Czegokolwiek
bym nie zrobiła i tak będę nieszczęśliwa. Musiałam się z tym
pogodzić i to zaakceptować. Spróbować zapomnieć o Markusie i
ostatnich wydarzeniach. Rozpocząć wszystko od nowa, trzymając się
z daleka od jakichkolwiek związków i bliższych relacji. Miłość
była zwyczajnie nie dla mnie. O czym w ostatnim czasie, bardzo
boleśnie się przekonałam.
Będę pierwsza!😇
OdpowiedzUsuńChyba po raz pierwszy mi się udało być pierwszą. Mam trzy wolne dni ze względu na testy gimnazjalne, które teraz trwają.
UsuńJest tak, jak przeczuwałam. Dziecka nie udało się uratować. W sumie... Teraz trochę mi przykro z tego powodu. Na początku mówiłam inaczej, ale poczułam jednak smutek z jego braku. Chociaż z drugiej strony... Problem z głowy 😄
To musiała być tragedia dla Clary. Gdy w końcu się pogodziła z wiadomością o maluszku i zaczęła się cieszyć z jego powodu, i wyczekiwała jego narodzin... Zniknęło bezpowrotnie. Będzie potrzebowała ogromnego wsparcia jak nigdy przedtem. Oczywiście najfajniej gdyby tym wsparciem był Markus, ale na to nie liczę. A już napewno nie w tym momencie. To co zrobił, było niewybaczalne. Nie obwiniam go za wypadek w stu procentach, chociaż mimo wszystko w jakimś stopniu jest za to odpowiedzialny. Tak jak pisałam ostatnio - Clara znalazła się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie.
Nie spodziewałam się takich gości w szpitalu. Przewidywałam w sumie, że jako pierwszy na salę wpadnie Markus albo Caroline z Karlem. O rodzicach głównej bohaterki nie było za dużo, więc ich wizyta nie przeszła mi nawet przez myśl. Ten wypadek ma tylko jedną, dobrą stronę. Dziewczyna pogodziła się z rodziną.
Cholerna Mia! Gdyby się nie wygadała, to do niczego by nie doszło. To właśnie ją obwiniam za wypadek. Powinna mieć wyrzuty sumienia, które będą ją męczyły do końca jej dni.
Markus dostał za swoje. Zasłużył sobie na takie traktowanie. To jak się zachował względem ukochanej, było okropne. Nadal nie mogę przeboleć jego reakcji na wieść o ciąży. Dupek! Po prostu dupek! Jeszcze te oskarżenia. Dupek!
Jednak uwielbiam tą dwójkę i cały czas im kibicuję. Oby tylko Markus walczył o Clarę i pokazał jej, że naprawdę może na niego liczyć.
Brawo, Karl! Nie podejrzewałam, że mógłby kogoś uderzyć. Zawsze był bardzo kochany i spokojny, ale tym razem uderzył Markusa. I dobrze! Widać, że Karlowi nadal zależy na Clarze i już zawsze pozostanie dla niego ważna.
Bardzo smutny, ale świetny rozdział, a już szczególnie opisy. Czekam niecierpliwie na kolejny. Może Markus się nie podda i coś ruszy w relacji z Clarą. Byleby nie na gorsze. Życzę dużo weny! ;*
Kurczę, ciągle miałam nadzieję ,że z dzieckiem będzie jednak ok. Choć od początku wiedziałam ,że to raczej nierealne. Ale gdzieś tam po cichu na to liczyłam. Biedna Clara, to musi być dla niej ogromna tragedia. Dopiero co zaczęła się przekonywać do tej ciąży i ją zaakceptowała. Pomału zaczęła się cieszyć na myśl o dziecku.A tu nagle zniknęło.W tak okrutny sposób. Dla mnie Mia jest tak samo winna tej tragedii jak i Markus. Choć nie. On jednak więcej. To jego zachowanie i nieprzemyślane słowa doprowadziły do tego wszystkiego. Gdyby nie zachował się jak cham i skończony dupek do niczego takiego by nie doszło. Ciągle nie mogę uwierzyć,że był w stanie powiedzieć jej tyle strasznych rzeczy. Clara na pewno nie powinna mu zbyt szybko wybaczać. Niech się męczy i dręczy wyrzutami sumienia. To w końcu wszystko przez niego. Brawo dla Karla. Markusowi się należało. Powinien dostać jeszcze mocniej. Co do spotkania z rodzicami to tak naprawdę jedyna dobra rzecz która wynikła z tej całej tragedii. Clara na pewno będzie teraz potrzebowała ich wsparcia. Dobrze ,że ma przy sobie też Caroline, Karla i Andreasa. Oni wszyscy będą jej teraz bardzo potrzebni. Nie dość że straciła dziecko. To jeszcze skończyła z Markusem. Choć w tym wypadku, tak naprawdę w tej chwili nie miała chyba innego wyjścia. Jestem pewna ,że będzie jej bardzo ciężko mu wybaczyć i zapomnieć to wszystko co stało się z jego winy. I wszystkie jego raniące słowa. Jak zawsze , czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. I na to jak Ty to wszystko poukładasz :)
OdpowiedzUsuńSuper opisane przeżycia i wrażenia Clary po przebudzeniu. To było serio dobre. Aż się wczułam :))) Strasznie jej współczuję straty dziecka. Znaczy...Współczuję tego jak się czuje, a nie że straciła dziecko, bo ja to do niego nie byłam przywiązana XD pojawiło się i było ok, nie ma go też jest ok. Dzięki niemu poznaliśmy jak dziecinny jeszcze jest Markus, który chciał uciec od problemu.
OdpowiedzUsuńA propo Markusa, to nie wierzę mu w nic. Jego tłumaczenia mam za nic. W poprzednim rozdziale stracił moją sympatię swoim żałosnym zachowaniem. Najpierw się myśli, a potem się robi. Oczywiście nie obwiniam go za wypadek, bo to tylko i wyłącznie wina dziewczyny, która wlazła na ulicę, przecież sam jej tam nie wepchnął. Gość ma u mnie przerąbane. Nie wiem co będzie musiał zrobić żeby przywrócić moją sympatię.
Oczywiście najlepsza wiadomość rozdziału...Karl zarąbał Markusowi. Nic mnie tak nie ucieszyło, jak przeczytanie o tym podbitym oku. Brawo Karl, jak zwykle nie zawodzisz!
Super, że tak wiele ludzi martwi się, wspiera i wgl jest przy Clarze, która po wypadku przeżywa ciężkie chwile. Pojawiła się nawet mama i ojciec :D
Ciekawe, jak to wszystko się teraz potoczy. Miałaś racje, jak pisałaś, że szykujesz niezły dramat. Cóż mogę życzyć powodzenia i oznajmić, że czekam na ciąg dalszy.
N
Znowu moje zaległości doprowadzają mnie do wstydu :( Rozdział poprzedni przeczytałam podczas przerwy w pracy (serio!) przez co potem chodziłam zła na Markusa i wszystko mi z rąk leciało! :D Zobacz co twoje opowiadanie ze mną robi haha. No ale prawda jest taka że wierzyłam w to że mimo wszystkich wątpliwości zachowa się dobrze, a tu proszę ... no typowy facet! Tak złapać i wytrzaskać ... ech.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale byłam pewna że Clara straci to dziecko. To byłby cud aby przeżyło ten wypadek :( Tak mi przykro, bo taka strata jest zawsze najbardziej bolesna. O ile zawsze starałam się bronić i zrozumieć Markusa, to teraz jestem na niego oficjalnie obrażona ... no ok, przemyślał potem wszystko, ale za późno! O kilka sekund. I tak w sumie ... co za ironia losu. Kilka sekund decyduje o naszym losie ...
Myślę że Clara podjęła dobrą decyzję. W tym momencie powinni z Markusem zrobić sobie przerwę, przemyśleć wszystko. Jeśli łączy ich silna więź to prędzej czy później dadzą sobie drugą szansę. A raczej ona da jemu. Teraz jednak powinna skupić się na tym, aby dojść do zdrowia fizycznego jak i psychicznego ... on zresztą też powinien przemyśleć wiele rzeczy bo poważny związek to jednak ... no coś poważnego.
Jedynym pozytywem tego wszystkiego jest pogodzenie się Clary z ojcem. To ważne aby mieć dobre relacje z rodzicami, zawsze to lepiej mieć ich pełne wsparcie, wiedzieć że jest ktoś, dla kogo jesteśmy ważni i kto zawsze nam pomoże. Wsparcie rodziców w tym momencie jest dla niej najbardziej potrzebne.
A Mię to ja bym dała na stos! No kurde od samego początku mi się nie podobała i miałam co do niej mieszane uczucia. No co za flądra jedna! Swoje niepowodzenia "leczy" mieszając w życiu innych. Mam nadzieję że teraz jest jej chociaż wstyd ... zresztą co ja gadam! Taki typ nie ma uczuć ...
Pozdrawiam Cię serdecznie i obiecuje postarać się nie mieć już zaległości haha :D
Ale smutno :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę pięknie opisałaś te wszystkie emocje, które towarzyszyły Clarze i jej najbliższym, aż łza się w oku kręciła :(
Niestety obawiałam się tego, że Clara może stracić dziecko i niestety te obawy się potwierdziły... Bardzo jest mi przykro, bo z chwilą, gdy dzidziuś okazał się dla Clary najważniejszy straciła go. Nawet sobie nie wyobrażam, jaki ból musi teraz czuć... Mam nadzieję, że z biegiem czasu się otrząśnie, ale będzie potrzebowała mnóstwo wsparcia, którego zresztą wszyscy jej udzielają. Chyba jedynym plusem, jeżeli można to tak nazwać jest pogodzenie się Clary z tatą. Oby udało im się nadrobić wszystkie stracone lata.
Co do Markusa... Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Zawalił na całej linii, co tu dużo mówić. Ułamki sekundy zdecydowały o tym nieszczęsnym wypadku. Markus nie jest temu winien, ale takie ma poczcie, bo ma świadomość, że gdyby nie słowa, które padły z jego ust nic takiego by się nie stało. Uważam, że Clara na ten moment podjęła słuszną i rozsądną decyzję. Musi na nowo zaufać chłopakowi, co nie będzie łatwe. Markus już ją zapewniał, że się zmieni, itp itd, a co z tego wyszło? Mam nadzieję, że teraz faktycznie będzie z całych sił walczył o dziewczynę, i że jego słowa nie będą tylko pustą obietnicą bez pokrycia.
Czekam na nowy! :)
Pozdrawiam ;*
https://allein-freunde.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na czternastkę ;*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale ostatnio mam straszny problem z znalezieniem czasu na cokolwiek. Rozdział przeczytałam zaraz jak się pojawił, ale dopiero teraz mam chwilę, by coś wystukać.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że spodziewałam się, że ciąża Clary zakończy się w taki, a nie inny sposób. Oczywiście jest mi z tego powodu bardzo smutno, bo naprawdę widziałam dziewczynę w roli matki i byłam pewna, że poradzi sobie z przeciwnościami losu, nawet bez Markusa u boku. Na szczęście Clara to silna babka i jestem przekonana, że i z poronieniem sobie poradzi.
Pierwszy raz pojawia się ojciec Clary. Na początku nie byłam pewna, co mam myśleć o tym spotkaniu, ale teraz cieszę się, że w końcu się pogodzili. To bardzo ważne, by mieć dobre relacje z rodziną. Liczę na to, że dziewczyna będzie miała w ojcu wsparcie i że uda im się odbudować rodzinne więzi.
Oczywiście Caroline, Karl i Andreas jak zwykle zachowali się wspaniale. Na pewno ich wsparcie będzie w tym momencie bardzo ważne. Nie dziwię się, że Karl przywalił Markusowi. Na jego miejscu zrobiłabym pewnie to samo.
Markus... sama nie wiem, co o nim myśleć. Z jednej strony, nadal jestem na niego zła za to, jak zachował się na wieść o dziecku. To było po prostu bardzo, bardzo nie fajne. Jednak teraz wydaje się być autentycznie skruszony, jakby naprawdę zrozumiał, co zrobił. Lubię go i liczę, że mimo wszystko dostanie drugą szansę. Nie wierzę, że jego związek z Clarą tak po prostu się rozpadnie.
Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin